niedziela, 16 grudnia 2012

Wróżkowy syn cz.III


- Vivenne, kto Cię uwolnił? – zapytała Anatachia.
Vienne uśmiechnęła się bezczelnie i wskazała ręką w niebo.
- Ta, która właśnie wyczarowała ten krąg.
Miłość zmęczona odwróciła się, by spojrzeć w niebo:
- Do chatki, wszyscy! JUŻ! – wrzasnęła.
Nino pomogła Adrii, w której ramionach płakał wróż. Xenja wzięła pod rękę Jassina, a Betty Jellala. Jedyną nieprzytomną osobą pozostawał Pat. Vivenne jednym ruchem zarzuciła go sobie na plecy. Kiedy wszyscy znaleźli się w domku. Jassin otworzył delikatnie oczy i mruknął:
- Furia strażnika, to jest furia strażnika. Niebezpieczeństwo. – I znów jego głowa opadła.
Miłość odwróciła się do Jellala, położyła mu rękę na piersi i bezczelnie włożyła dłoń głębiej. Wyrwała mu z serca pierwiastek. Pan wierności osunął się bez życia na ziemię. Betty chciała zareagować, jednak tajemnicza niejawa trzymała ją tak, że ta nie mogła się ruszyć.
- Co Ty robisz?! On Ci ufał suko! Patrz na mnie!!!
Miłość spojrzała na Betty bez emocji i wyszła z domu. Na zewnątrz spojrzała na krąg, który powoli się obracał. Wyciągnęła rękę z pierwiastkiem ku górze i poleciała ponad drzewa lasu.
- Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będziesz tak silna siostro. – mówiła wznosząc się coraz wyżej.
- Obudź się! Nic mu nie jest! Jellal go bronił.
Jednak wszystkie te słowa zostawały bez echa. Z kręgu począł się materializować Piorun Sprawiedliwości.
- Przecie to mnie pozbawi ciała – przeraziła się Miłość.
- Więc nie możesz się poświęcić. – Powiedział za nią głos.
Piorun zaczął pędzić w stronę kobiet. Vivenne przeleciała koło Miłości i rozłożyła ręce chcąc chronić Królową.
- Wystarczająco wiele błędów zrobiłam w życiu daj mi w końcu zginąć. – prosiła niejawa.
Miłość chciała złapać rubinowooką za rękę, kiedy jakaś ściana wody otoczyła całą jej osobę. Razem z Vivenne znalazły się w bańce wody. Grom pędził w ich stronę. Kiedy w końcu się z nimi zetknął, całą niszczycielską noc pochłonęła woda. Ogromna moc Pioruna Sprawiedliwości została wchłonięta przez wodę. Miłość i Vivenne usłyszały głos będąc w wodnym więzieniu:
- To nie jest was czas, jesteście jeszcze tu potrzebne.
Po tym wodna bańka bezpiecznie odprowadziła je na ziemię.
- Co to u lich a było? – zapytała, krztusząc się niejawa.
- Los. – powiedziała jakby z oddali Miłość. – O tym zaraz, wpierw trzeba to wszystko doprowadzić jakoś do porządku. Nie poradzę sobie z uzdrowieniem sześciu kondygnacji na raz. Jestem wyczerpana.
- „Spokojnie to się załatwi” – powiedział jakiś głos i mroźny powiew poruszył liście (liśćmi) drzew. – Bilokuj się ponownie do Fryderyka.
- Daj mi chwilę, a przybędę tam osobiście.
- „Niech będzie” – powiedział głos i ucichł.
Królowa targana wiloma uczuciami w końcu poczęła wszystko sobie w głowie układać. Zauważyła, że dalej w jej pięści znajduje się pierwiastek. Weszła tedy do domu. Nyo opiekowała się pierwiastkiem oddając mu część swej mocy, Betty przywdziała zwiewny strój i chodziła między nieprzytomymi istotami. Kiedy Miłość przekroczyła próg domu pani koszmaru odwróciła się do niej.
- Co to niby miało być?
- Spokojnie Betty, już tłumaczę. Strażnicy, co pewnie potwierdzi Twój ojciec, mają obowiązek chronić swych podopiecznych. Jednak po tym jak Szeol nas skaził prawa strażników uległy małym zmianom. Wyobraź sobie, że np. walczę z Tobą. Jassin nie byłby w stanie Cię obronić. Więc według nowego prawa jeżeli zostaniesz pokrzywdzona on może Cię pomścić. To też zrobiła Veris. Z tym, że przez teleportacje Pata między te przeklęte kręgi, Jellal również stał się obiektem zemsty. Piorun sprawiedliwości dosięgnąłby i jego. Co więcej Morgana została pokonana, więc cała kulminacja czaru skupiła się na sprawieniu bólu Jellalowi, który i tak był już wyczerpany po walce z księżną Szeolu. Mogło to się skończyć jego śmiercią, więc pozbawiłam go pierwiastka, by go uratować. – położyła dłoń na sercu syna. Jellal odetchnął.
- Niby wszystko rozumiem, jednak jest jeszcze wiele rzeczy, których pojąć nie jestem w stanie. Przede wszystkim co tu się wydarzyło?!
- Z tym pytaniem musimy poczekać, aż sami nam na nie odpowiedzą.


Simej przekroczyła granice Wyspy zapomnienia. Ubrana była jak zwykle pięknie. Szybkim krokiem zwróciła się ku wieży. Przemierzyła schody i znalazła się na szczycie. Tam też zobaczyła Fryderyka.
- Musimy się spieszyć, wiele istot jest słabych.
- Plejada – uśmiechnął się władca wyspy. – Uczynisz mi tę przyjemność? – zapytał. Po czym odwrócił się i podał rękę królowej Amarantu.
- Z przyjemnością. Poradzimy sobie? Czy czekamy na Lisę?
- Spieszmy się. Nie karzmy im dłużej cierpieć. Gotowa?
Fryderyk i Simej złapali się za ręce, ich umysł, ciało i moc były jednością. Otworzyli pełne pasji oczy i krzyknęli:
- Magia Łączna, KOJĄCA ŚNIEŻYCA!
W całym królestwie w jednej chwili zebrały się piękne, białe chmury. Już samo na nie spojrzenie dawało jakiś pokój ducha i koiło zszargane straszną potyczką nerwy. Jednak cała magia czaru przyszła chwilę później, gdy z chmur począł padać śnieg. Śnieg, który omijał wszelkie przeszkody, by otulić sobą istoty chore i słabe.


Po domku Jassina krzątało się wiele istot. Miłość głaskała po czole nieprzytomnego Jellala, Betty trzymała go za rękę. Vivienne szeptała mu do ucha zaklęcia, które uśmierzały ból. Xenja i Nyo doglądały narodzin Morgany. Musiały pilnować, by jej bardzo silny pierwiastek nie pobierał mocy od słabych. Nino miała na kolanach głowę Pata i szeptała do niego coś co brzmiało mniej więcej jak „my przeklęci”. Tesallo, która została przyzwana przez Inne niejawy właśnie opatrywała jego rękę. Anatachia leczyła Jassina, razem z Anją i Miją. Również rusałki z Lasu Marzeń i Pragnień przybyły, by pomóc, okryły swymi płatkami dziecię. Driady zaś oplotły swymi gałęziami jego matkę. Adria spała w objęciu trzech drzewnych pań. Nagle Nino strzepnęła ze swojej głowy płatek śniegu:
- Co to jest?
Lecz zamiast odpowiedzi, zobaczyła tysiące płatków śniegu, które przelatywały przez dach, jak przez sitko. Padały na chorych i roztapiały się na ich ciepłych twarzach.
Wszyscy naraz poczęli wydawać odgłosy ulgi. Śnieg uśmierzał ból i dodawał sił. Miłość wysłała wiadomość do siostry:
- Dziękuję Ci Simej.  


                Kiedy wszyscy odzyskali wystarczająco sił by się poruszać i rozmawiać. Miłość wyczarowała w domku wielki stół, po czym poprosiła wszystkich zgromadzonych na naradę. Gdy każdy wygodnie siedział na swoim miejscu zaczęły się podziękowania i nagany, debaty i rozmowy co teraz zrobić, kłótnie i kompromisy. A jednak dalej coś było nie tak. Adria siedziała przez całą rozmowę cicho tuląc do piersi syna.
- A co z nim? – zapytała w końcu?
- A co ma być? – zapytała Miłość
- No jasne, bo wszechwiedząca jeszcze nie wie. – żachnęła się Vivienne. Pat coś mruknął potwierdzająco pod nosem, po czym postanowił oświecić zebranych:
- Przed wami siedzi matka pierwszego wróża w Królestwie – wszystkie oczy spojrzały na malca, zaczęły się jakieś szepty. – Co więcej chłopiec jest półtęczowym, włada 3 kolorami.
- Rozumiem – szepnęła królowa.
- Nie zabijesz go, prawda? – zapytała błagalnym głosem wróżka.
- Ja nie mogę zabijać moja droga – tutaj dało się słyszeć szept Nino „niestety” – poza tym dlaczego miałabym to robić, mamy nową rasę w Królestwie, należy się radować, a nie smucić. Nie martw się Adrio, twój syn może na razie mieszkać w Sercu. Pozwalasz na to Xsenju?
- Oczywiście, pani.
- To mamy coś jeszcze do załatwienia? – spytał Pat – Bo szczerze mówiąc, jakoś niebardzo uśmiecha mi się, siedzieć tu z tobą dłużej, Liso.
- Siedź i milcz!
- Jak sobie życzysz, pani – rzekł z jadem Pustelnik i pozostał na swym miejscu.
- Mamy jeszcze dwie sprawy do omówienia. Vivienne i Nyo.
- Nyo?! – Pat krzyknął z niedowierzaniem.
- Tak to ja – powiedziała wróżka z granatowymi skrzydłami. Zmieniła się. Jej włosy rozjaśniły się i miały białe pasemka. Jej postura dotąd dziewczęca ustąpiła miejsce rysom kobiety. Kobiety twardej i surowej dla wrogów, i ciepłej, oddanej przyjaciołom. Emanowała z niej moc przynajmniej stokroć większa od tej, którą miała, gdy się żegnali. Jej strój również się zmienił, niegdyś skromne sukienki ustąpiły jedwabnej, fioletowej sukni wysadzanej czarnymi perłami, bardzo podkreślając jej soczyste piersi. Bose dawniej stopy, miały na sobie wysokie szpilki z czerwoną podeszwą. Była piękna, silna i nowa. – Wróciłam, ale o mnie porozmawiamy kiedy indziej. Jedyne co musisz wiedzieć, to to, że jestem teraz strażniczką Królestwa przed Doloress i posiadam w sercu esencje światła gwiazd.
- A Vivienne? – zapytała Anatachia.
- Vivienne zostanie posłana do Simej. Tam zastanowimy się co dalej.  
- Widzę, że skończyliśmy…
- Nie przerywaj mi Pat!
- W takim razie, - kontynuował Pustelnik – dziękuję, za przybycie, to był ciężki dzień. Walka plejady, nowa rasa, powrót Nyo. Szaleństwo. Niestety nie mam czasu, by zabawiać z wami dłużej. Trójka wzywa. Mam nadzieję, że z większością z was zdążę się jeszcze pożegnać osobiście. Bywajcie.
I teleportował się bez większych ceremonii. Pozostali zrobili zdziwione miny. Betty i Nyo wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Dokończyli naradę i rozeszli się. Już niedługo wszystko miało się zmienić. „Trójka wzywa”.

czwartek, 3 maja 2012

Wróżkowy syn cz.II


Niczego nie świadoma Xenja siedziała sobie w zaciszu swojego domu pod Pierwszym Pragnieniem. Otoczona chmarą marzeń wyszywała suknie z rosy. Do centrum serca nie dochodziły kłopoty życia codziennego. W pewnym momencie odłożyła robótkę i wstała, by napić się Nektaru. Kiedy podniosła dzban, by nalać sobie napoju coś złapało ją za rękę. Naczynie upadło i stłukło się, raniąc przy tym nogi królowej Serca.
- Zapomniałam już o tym, że teraz wszyscy jesteśmy ucieleśnieni. – powiedziała do siebie mara zapominając o incydencie.
- Xenja! – odezwał się jakiś głos. Kobieta odwróciła się, by dostrzec skąd dobiega głos. Niestety nie dostrzegła niczego co mogłoby ją wołać. Lekko podenerwowana, zaklęciem naprawiła dzban.
- Xenja!!! – głos był niewyraźny jakby z oddali, z zaświatów. Już poważnie zdenerwowana Xenja odwróciła się gwałtownie i krzyknęła:
- Pokaż się! Nie pozwolę Ci dotknąć Pragnienia! – ułożyła dłonie jak do ataku.
- Dość! Xenja nie używaj magii! jeszcze nie – powiedziała teraz już widoczna czarnowłosa dziewczyna.
Źrenice królowej zniknęły z przerażenia:
- Nino?! Co Ty tu robisz?
- Doskonale wiesz co tu robię. Złożyłam śluby magiczne, że nie opuszczę mego domu, chyba, że na innej niż mojej kondygnacji będzie wystarczająca siła bym się pojawiła. Ktoś tu wydziela moją esencję. Nie ma innego wytłumaczenia.
- Chyba nie myślisz, że któraś z mar jest wystarczająco silna?
Nino nie zdążyła odpowiedzieć, przez bramę prowadzącą do centrum Serca wbiegło koło 30 mar każda równie przerażona. Anja złapała królową za rękę i uklękła. Płacząc próbowała coś powiedzieć jednak tylko wskazała palcem w stronę wioski, w stronę Serca. Xenja złapała Nino i razem poszły zobaczyć co tak przeraziło strażniczki lasu. To co zastały przerosło ich najgorsze wyobrażenia. Pragnienia każdej istoty, które były w tym miejscu usychały. Parowała z nich moc. Ktoś musiał przyzywać magię roślin.
- Xenja, tu czegoś brakuje. – odezwała się Nino. – Nie byłam tu już tysiące lat, ale wydaje mi się…
- Marzenia. – Xenja osunęła się na ziemię. – Marzenia zniknęły. Ktoś o ogromnej siły pobiera energię magiczną z Marzeń i Pragnień. Musimy coś
Nie dokończyła, gdzieś z lasu doszedł głos wybuchu i szaleńczego śmiechu.
- Tam ktoś walczy.
- Morgana i Pan. – powiedziała zdyszana Anatachia, która weszła do Serca. – Wybaczcie najście, jednak już żadne czary nie chronią ani Lasu, ani Serca. Cztery pierwsze kondygnacje odczuwają tę walkę. Oni pobierają moc już czterech kondygnacji. Zaklęcie Wodospadu Mocy. Moc wylewa się z kondygnacji i idzie do nich.
- Nino musimy zawiadomić Miłość. Już! Że też akurat teraz musi być u Jupitera. – Xenja złapała Nino za rękę i objęła ją w pasie skrzyżowane dłonie podniosły w stronę nieba i krzyknęły:
- Nadzieja pokonanego!


                Daleko w górach Amarantu Andree wyszła zobaczyć co sprawia, że całe Królestwo drży. Zobaczyła jakąś tlącą się łunę nad Lasem Marzeń i Pragnień. Ciekawostką była ogromna ilość mocy, która jakby padała w tamtym miejscu. Już chciała wracać do swych codziennych obowiązków, kiedy z owej łuny wyłoniła się jakby zielona raca. Nadzieja przymrużyła oczy, by przyjrzeć się jej bliżej. Raca wyglądała na słabą, zapewne po przejściu tak wielkiej magicznej bariery jaką była ta łuna. Coś nie dawało jej jednak spokoju. Znała skądś to zielone zaklęcie. Nie zaprzątając sobie tym głowy odwróciła się, by wejść między skały do swojego domu. Jednak przed domem klęczała wyciągając do niej rękę jej współlokatorka, z którą tu zamieszkała po wojnie.
- Camill co się dzieje?
- Morgana, zabiera mi – jednak nie dokończyła osuwając się na ziemię.
- Skoro sprawy zaszły aż tu nie mogę tak siedzieć. Tylko Miłość może uspokoić Morganę. – zamknęła oczy i skupiła się, jako jedna z Trzech mogła wyczuć, gdzie jest Królowa Królestwa. – Że też musiałaś sobie akurat teraz polecieć na wyspę Jupitera. Nadzieja pokonanych!
Z Andree wydobyło się pięć zielonych kul, które wystrzeliły w stronę tej jednej, samotnej, która szybowała po niebie.
- No tak, to było to zaklęcie, tylko kto w obecnym Królestwie je zna?
                Zabrała Camill do domu i tam opatrzała swoimi kojącymi zaklęciami. Nie wiedziała, że każda wróżka w Królestwie potrzebuje teraz pomocy.


Odrzuciła rudy kosmyk i zagłębiła się dalej w lochach zamku niejaw.


                Po paru atakach już całe Królestwo wiedziało, że na pierwszym poziomie ścierają się najsilniejsze istoty plejady. Wróżki wszystkich kondygnacji opadały z sił. Na samym polu walki, żadne z zaangażowanych nie odniosło większych obrażeń. Ich czary defensywne neutralizowały ataki, tak, że cierpiały najbardziej pobliskie drzewa i jassinowa chatka.  Obydwoje walczyli z mocą większą niż ta, którą dysponowali. Jellal był rozjuszony krzywdą Jassina co dodawało mu sił, poza tym był na swoich ziemiach, których obiecał strzec, co też dawało mu przewagę. Morgana za to bezczelnie kradła moc swoim podopiecznym. Jellal wydawał się silniejszy jednak musiał chronić pobliskie istoty: nieprzytomnego Jassina, pół żywą Adrię i sparaliżowanego Pata.


                Gdzieś na samym szczycie Królestwa Miłość popijała herbatę, rozmawiając spokojnie z Jupiterem. Nagle wokół Ostatniej Wyspy wybuchło paręset zielonych fajerwerków, a z każdej wydobyło się to samo zaklęcie:
- Nadzieja pokonanych.
Było tak spotęgowane, że nawet popi słyszeli je wyraźnie.  
Miłość zakrztusiła się napojem. Wstała, podeszła na skraj wyspy i zaklęciem rozproszyła wszystkie kondygnacje. To co zobaczyła było co najmniej przerażające. Wodospad Mocy ogarnął już sześć kondygnacji. Nie żegnając się, zrobiła krok i zaczęła lecieć w stronę bitwy. W czasie lotu poczęła się bilokować. Jedną swoją część posłała do Fryderyka, drugą do popów, trzecia – właściwa leciała uspokoić syna i przyjaciółkę.


                Fryderyk czarował wyspę z Wierzy Uzdrowiciela.
- „Jeśli ta moc z zewnątrz przedostanie się do środka połowa moich podopiecznych zginie.” – pomyślał, po czym czarował dalej. Na niebie poczęło się pojawiać coś czerwonego pędzącego z ogromną szybkością w stronę Wierzy. Mistrz uzdrowicieli skupiony na obronnie wyspy nawet tego nie zauważył. Czerwony pocisk wylądował za nim, zmieniając się w niewyraźną królową.
- Fryderyk przestań. – głos Miłości był bardzo wyraźny. Sama Lisa wysunęła się przed uzdrowiciela i zatoczyła łuk ręką, z lekko zaszumiało.
- Ta tarcza powinna wystarczyć. Teraz powiedz mi co się dzieje. I jak widzi to wszystko Twoje mistrzowskie oko.
- Nie chcesz wiedzieć jak to widzę, M.
- Co to znaczy mów jaśniej.
- Ścierają się najsilniejsze osoby królestwa, Walczą jakieś pięć minut, a pół Królestwa jest w rozsypce. Oni jakimś nieznanym mi prawem dysponują łącznie dziesiątą częścią tego czym dysponujesz Ty. Jeszcze chwila, a pierwsza kondygnacja zacznie pękać i znów będziemy mieli szczelinę przez którą wejdzie Szeol, tylko, że ta która powstanie teraz będzie prawie tak wielka jak sam Szeol.
- Jakim prawem? Przecież to nie możliwe, to by znaczyło, że dysponują mocą połowy istot w Królestwie.
- No bo tak jest.
- CO?!
- Morgana skutecznie pozbawia każdej wróżki mocy.
- To Morgana tam walczy?
- Owszem, razem z Jellalem.
- To na pewno sprawka Jellala nie ufam mu w końcu był tyle czasu w Szeolu.
- Ciekawe kto go tam zesłał – Fryderyk spojrzał przeszywającym wzrokiem na królową. I nie wydaje mi się żeby tu chodziło o Jellala. Powiedział po czym podniósł rękę. Na jego twarzy nie malowało się przerażenie to było czyste niedowierzanie. W miejscu gdzie toczyła się walka powstały dwa ogromne magiczne kręgi. Sięgały Drugiej Kondygnacji Nieba. Jeden był koloru platyny, drugi indygo. – Białe Złoto.
- Doloress.


                Z pośpiechem otworzyła celę. Zobaczyła w mroku parę rubinowych oczu.
- Idź, szybko.

               
Tak jak powiedział Fryderyk, na miejscu zdarzenia pojawiły się dwa ogromne koła magiczne. Morgana i Jellal zamierzali użyć swoich najsilniejszych czarów.
- Nie dasz rady. To rozsadzi Królestwo. – zakpiła Morgana.
- Pragniesz tego, czyż nie Doloress?
- Och, więc w końcu zacząłeś nazywać mnie po imieniu.
- Ano tak, znudziło mi się już mówienie do Morgany, której tak naprawdę nie ma wśród nas. – Powiedział Jellal, po czym przyjął pozycję ataku.
- Niestety Jellal, ona cały czas tu jest – szepnęła córa Szeolu, po czym przyjęła pozycje ataku charakterystyczną dla królowej wróżek.
                Pat nie mógł się ruszyć, a wiedział, że jeśli oboje użyją swych zaklęć to skutki będą opłakane. Musiał coś zrobić. Nie mógł się ruszyć. Ale mógł czarować i trzymał amirater w ręku. Skupił się więc i czekał na odpowiedni moment. Miał tylko jedną szansę.
                Powietrze stanęło. Wodospad Mocy został dezaktywowany. Całe Królestwo wyczekiwało kolejnego ruchu.
Postacie zaczęły świecić. Czerwona kula pojawiła się na niebie. Jednak nie zdążyła na czas całe Królestwo usłyszało równoczesny krzyk:
- Klątwa Jellala.
- Przekleństwo Matki.
                Pat zamknął oczy i się teleportował. Jedyne co poczuł po teleportacji to ból, jakiego jeszcze nigdy nie zaznał. Ostatkiem sił złapał mocniej kostur i pogrążył się w umieraniu.
Z największych kręgów, jakie kiedykolwiek widziało Królestwo poczęła wypływać tak niszczycielska moc, że pół Królestwa zaczęło oswajać się z końcem.
Szaleńczy śmiech opętanej Morgany nagle ucichł. Bękitnowłosa, rubinowooka niejawa otoczyła jej szyje swym biczem. Po czym przyciągnęła ją do siebie. Doloress dusząc się jednak z uśmiechem powiedziała:
- Zaklęcie zostało aktywowane to już koniec.
- Nie wydaję mi się – powiedział znajomy głos. Miłość wznosząca się ponad zgromadzonymi klasnęła w dłonie i oba kręgi zniknęły.
Na polanę wbiegła Betty. Nie mogła zrozumieć co tu się tak właściwie dzieje. Podeszła do ojca, by zadać pytanie. Ten jednak przytulił się do niej i odpłynął. Pani koszmaru delikatnie go położyła na ziemi, gdyż w pobliżu nie było żadnych drzew. Niejawa, która więziła Doloress w ciele Matki Czarodziejki stała w cieniu ruin chatki Jassina.
Miłość widząć jak bardzo zniszczony jest las, wyciągnęła rękę i szepnęła:
- Amis.
Las prawie natychmiast się zregenerował. Również dom panów tego miejsca wrócił do poprzedniego stanu. Tajemnicza niejawa schowała się w cieniu drzew. Betty o szkarłatnych oczach omiotła jeszcze wzrokiem Pata, Jassina i jakąś wróżkę, po czym zwróciła swe pełne furii oczy w stronę związanej kobiety.
- Zbroja Euterpe – warknęła Betty.
Miłość patrzyła na tę scenę lekko zdezorientowana, gdyż ten czar oznaczał spełnienie się pewnego proroctwa. Czyżby w Królestwie znów zawitała magia Romy.
Betty miała teraz na sobie przepiękną czarną zbroję, która zdobiona była platynowym ornamentem. Nie była to zbroja defensywna, gdyż odsłaniała większość brzucha i piersi, jednak do dobijania przeciwników nadawała się doskonale. Wszystko za sprawą broni, która była przeznaczona do owej zbroi.
- Liryczna kosa. – powiedziała Betty.
Broń była przynajmniej dwa razy większa od posiadaczki. Ostrze było zdobione runami.
Betty spojrzała na Miłość, za którą szybował jakiś biały punkt. Królowa niewzruszona powiedziała oschle:
- Zabij.
Betty zrobiła zamach i przecięła ciało. Jedną częścią była głowa z ręką, drugą częścią była reszta ciała. Betty została obficie obryzgana krwią, jej alabastrowe piersi spowił szkarłatny wzorek. Z nienawiścią na twarzy splunęła na ciało. Odeszła. Zdjęła zbroję i podbiegła do bezwładnych ciał swych rodziców.
- Na trzech wielkich – jęknęła Miłość. – Dlaczego to zrobiłeś ?
Dopiero teraz zauważyła leżącego Pata. Jego ciało było popalone. Ręka, która ściskała kostur nie miała w ogóle skóry. Miłość chciała podlecieć do rannego.
- Nie zbliżaj się. Trzeba zniszczyć pierwiastek.
Była to prawda, ze znikającego ciała Morgany wzniósł się pierwiastek, okolony białą poświatą. Poświatą Doloress.
- Ja się tym zajmę – powiedziała nowoprzybyła wróżka, która jeszcze przed chwilą była białym pociskiem. Wróżka miała ogromne granatowe skrzydła, całe w białych żyłkach. Miały parę gwiazd we wzorku.
- Paląca światłość gwiazd.
Słup światłości pojawił się koło unoszącego się pierwiastka. Doloressowa powłoka powili znikała, a wszyscy obecni na polanie zaczęli odzyskiwać siły. To zaklęcie posiadało w sobie boskie światło.
Miłość teraz już bez ostrzeżenia podleciała do pierwiastka i zaczęła okalać go mocą. Wokół pierwiastka zaczęło formować się dziecko.
- Nyo – podleć tutaj. Wróżka posłusznie usłuchała. – Weź ją do chatki, tam doglądaj porodu.
Miłość musiała teraz wszystko naprawić. Musiała obmyślić jakiś plan. Na polanę weszła Xenja, Anatachia i Nino.
- Chwała niech będzie Światłości. Możecie mi pomóc, trzeba ich jakoś wesprzeć, stracili w większości ogromną część swoich mocy.
- Na Twoim miejscu jeszcze bym się tak nie cieszyła, to jeszcze nie koniec – z cienia drzew wyszła błękintnowłosa postać. Anatachia, Miłość i Jellal zrobili dziwne miny. 

środa, 29 lutego 2012

Wróżkowy syn cz.I

Parędziesiąt dni po wybyciu Nyo, Pat dalej nie miał od niej żadnego znaku. Jedyną nadzieją był fakt, że Morgana miała obowiązek poinformować go w razie jakiś problemów. Pustelnik jako opiekun mógł rościć prawo do informacji. Skoro królowa wróżek go nie niepokoiła to z Nyo było w jakimś stopniu wszystko dobrze. Myślał nawet przez dzień lub dwa, by użyć swej epistolograficznej mocy i wysłać jej list, wiedział jednak, że jeszcze nie jest na to gotowy. Ten ośrodek jego czarów był uśpiony, czym doprowadzał do szaleństwa między innymi swoją podopieczną. Miał wiele do zrobienia, powoli musiał organizować spotkania pożegnalne. Trzecia Kondygnacja Nieba przyzywała i Pat wiedział, że może nie doczekać się powrotu Nyo.
Chodząc między puszkami herbaty w chatkowej piwnicy, Pat wyczuł wzmożone czary Pustelni. Ktoś biegł w jej stronę. Bezimienny nie przejmując się zbytnio chciał sprawdzić, kto zaraz u niego zagości, by wybrać należyty smak herbaty. Jednak nie mógł wyczuć osoby, która od niego zmierzała. Znaczyło to, że Pustelnik nie znał osoby, która miała go odwiedzić. Lekko zdezorientowany, bez niegdysiejszej gościnności zaczął wspinać się na górę, po schodkach prowadzących na główny poziom chatki. Mimo nienajlepszych przeczuć, wstawił czajnik w kominku. Pustelnia reagowała coraz silniej. Oddech Pata stał się szybszy. Biegnącym, szargały silne emocje, ale był jeszcze zbyt daleko, by można było cokolwiek wyczuć. Chłopiec podszedł w stronę drzwi. Chwycił za klamkę, by wyjść do Blanki. Przekręcił ją. Strach. Patem aż zarzuciło, upadł na podlogę. Jego współodczuwanie, które przeszło również na Pustelnię wyczuło emocje osoby, która za raz miała przybyć.
Pat zaklęciem otworzył drzwi. Blanka podbiegła i pomogła mu wstać.
- Co się dzieje, czary Pustelni działają, czujesz coś? – zapytał kot
- Aż nazbyt dobrze, ktoś tu biegnie, jest przerażony. – powiedział chłopiec podnosząc się z pomocą pumy. Wyszedł na zewnątrz, chwycił amirater i czekał na przybycie tej przerażonej istoty.
Pustelnik w pewnej chwili stwierdził, że osoba, którą wyczuwa, nie wie właściwie dokąd biec. Jakby cały czas biegała koło Pustelni nie zauważając jej. Nagle coś innego przykuło uwagę uczucia. Skupił się mocniej i nagle jego oczy poszerzyły się dwukrotnie.
- Blanka, wyczujesz tę istotę? – zapytał szybko Pat
- Postaram się, myślę, że nie będzie z tym problemu wydziela bardzo dużo magicznej mocy.
- Biegnij po nią, i przyprowadź ją. Już! – krzyknął Pustelnik w dali wyczuwając inną osobę.
Blanka posłusznie zanurzyła się w mrokach rdzawego lasu. Pat spojrzał w niebo, syn Solaris i Uczucia miał dziwny metaliczny odcień, który to odcień powoli ogarniał całe niebo. Chłopiec widząc to chwycił mocno kostur obiema rękoma i wbił go w ziemię. Uklęknął i począł czarować Pustelnię, wypowiadał możliwe wszystkie krótkie formuły obronne. Wiedział, że jeśli jego przeczucia są słuszne to na niewiele zdadzą się te czary, ale musiał przynajmniej zamienić słowo z osobą, która właśnie pojawiała się między drzewami.
Ledwo żyjąca, słaniająca się na nogach, wsparta o Blankę osoba upadła parę kroków przed czarującym Bezimiennym. Pat widząc tę sytuację zostawił amirater, by sam czarował. Delikatnie puścił kostur, pierwszy raz chciał by, różdżka czarowała swoje, a on swoje. Kiedy przekonał się, że magiczny kij kontynuuje to co zaczął, podszedł do nowoprzybyłej osoby.
To co zobaczył wywołało grozę w jego sercu. Wróżka, która przed nim klęczała trzymała w swych dłoniach zawiniątko. Do którego to zawiniątka parowała jej moc. Wróżka rodziła. Pat szybko złapał wycieńczoną istotę za rękę i swoim współodczuwającym darem oddawał jej trochę swej mocy. Nie mógł oddać jej wiele, bo wiedział, że rodząca wróżka nie uciekała przypadkiem.
- To syn. – szepnęła niedosłyszalnie. Pat usłyszał to zdanie tylko dzięki telepatii.
- Ciii… - uspokajał ją Pustelnik – wszystko będzie dobrze, Morgana nie powinna nic mu zrobić.
Wróżka załkała głośno i wtuliła się w zielony materiał płaszcza:
- Skrzydła – uścisnęła rękę Chłopca.
Pat nie mogąc skupić się na wspomaganiu rodzącej, bronieniu Pustelni i zrozumieniu wróżki jednocześnie tylko odwzajemnił uścisk. Nagle Pustelnia zadrżała, wroga magia bombardowała ją od zewnątrz. Była to tak ogromna moc, że Pat przeraził się nie na żarty. Pociągnął wróżkę na ławkę między Rozalię i Cezareę.
- Chrońcie jej, oddawajcie jej moc. Ona zginie jeśli jej nie pomożemy. Nie można używać magii przy porodzie, a ona chyba stoczyła walkęi zdążyła się tu teleportować to cud, że jeszcze żyje.
Pat jednym ruchem wyrwał kostur i wycelował go przed siebie.
- Platynowa plejada. – z kostura zaczęła wypływać pajęczyna białego złota, które tworzyło kopułę wokół Patowych ziem.
- Oddaj ją, pókim dobra. – znikąd pojawił się zdeformowany głos.
- Nigdy kochanie. Musiałabyś mnie zabić, żebym to zrobił. A tego chyba byś nie chciała, oj Miłość byłaby zła.
- Z przyjemnością Cię zabiję, a później tego bękarta, to brudne nienaturalne dziecko.
Pat usłyszał za sobą szloch. Odwrócił wzrok i zobaczył płaczącą skuloną wróżkę, oplecioną liśćmi rusałek. Rytuał narodzin dobiegał końca. Już chciał odetchnąć z ulgą, gdy Pustelnią ponownie zatrzęsło, a przed nim poczęła materializować się postać. Czary obronne jej to wybitnie utrudniały, ale mimo wszystko przedarła się przez nie i próbowała się w pełni ukazać. Pat widząc, że każdej chwili Morgana może pokonać jego bariery podbiegł do wróżki i złapał ją z rękę i pociągnął. Wróżka wstała. Pat wycelował kostur w miejsce jak najdalej pojawiającej się Morgany i wypowiedział słowa:
- Brama zaufania. – w miejscu gdzie celował pojawiło się jakby lustro, jednak zamiast odbicia zobaczył w nim ciemny las. Pociągnął wróżkę i pobiegł w stronę portalu. – Blanka nie walcz z nią! Uciekaj! – powiedział na pożegnanie.
Kiedy wskoczył w przejście ogarnęła go fala przyjemnego chłodu. W ułamku sekundy był już w Lesie Marzeń i Pragnień. Pomógł wróżce wspiąć się na jego ramię i powoli zaczął podążać w kierunku jassinowej chatki.
- Możesz mówić ? – zapytał z trosk w głosie.
- Mogę. – powiedziała łamiącym się głosem – Nazywam się Adria. A oto mój syn – wskazała na zawiniątko. – Pierwszy w Królestwie wróż.
- Słucham?! – Pat aż przystanął – chcesz powiedzieć, że Twój syn jeszcze przed narodzinami dostał skrzydła?
- Owszem, przybyły wraz z pierwiastkiem. Morgana wyczuła, że coś się nie zgadza i przybyła doglądać porodu. – tu westchnęła wyraźnie zmęczona. – kiedy zauważyła, że wokół pierwiastka materializuje się chłopiec chciała od razu zniszczyć pierwiastek. W akcie ostatecznej desperacji rzuciłam jej pyłem w twarz i przybyłam do Ciebie. Odkąd postawiłeś się w sprawie Nyo, twoja reputacja wśród wróżek znacznie wzrosła. Większość z nas widzi, że z królową dzieję się coś niedobrego, jednak listy do Miłość pozostają bez odzewu. Gdzie my właściwie jesteśmy?
- W lesie Betty.
- Hmm… przecież jej nieprzychylność wobec wróżek jest ogólnie znana na Pierwszej Kondygnacji.
- E tam, hiperbolizują. Może B. nie jest waszą fanką, ale nie jest aż taka zła.
- Więc to nieprawda, że do jej drzwi są przybite wróżkowe skrzydła?
Pat zaśmiał się głośno, na co zareagowało zawiniątko w rękach wróżki. Chłopiec poruszył się odkrywając jedwabny szal, którym był okryty. Bezimienny spojrzał na malca i znieruchomiał.
- Co się stało? – zapytała zaniepokojona Adria.
- On włada trzema kolorami, czuję to. Jest pół tęczowym. Ale nieważne zaraz o tym porozmawiamy, wpierw trzeba porozmawiać z panami lasu. To już niedaleko. Musimy obmyśleć jakąś strategię.
- Jakąż znowu strategię, co Bezimienny? – zakpił pełen lodu głos.
Pat podniósł oczy , byli na polanie przed chatką Jassina. Na środku stała Morgana z rękoma na piersi. Sytuacja co najmniej nie była kolorowa.
- Skoro jest tęczowym to teraz oficjalnie mogę go zabić. – uśmiechnęła się Królowa Wróżek.
- Tknij go tylko! – warknęła Adria, po czym krzyknęła z bólu. Morgana zręcznym zaklęciem niewerbalnym rzuciła nią o pobliskie drzewo.
- Sacrum! – krzyknął Pat. Wokół zemdlonej kobiety powstała tarcza. – Skoro ona naprawdę go kocha to nie masz szans z tym zaklęciem, jest ono napędzane jej miłością i chęcią chronienia. A teraz w końcu zajmij się kimś innym, niż słabszymi na wpół żywymi wróżkami. Bądź choć trochę odważna. Czyżbyś się ba… - nie zdążył dokończyć, gdyż koło ucha przeleciało mu zaklęcie.
- Skoro jesteś w plejadzie, to nie muszę się wstrzymywać, to może być nawet ciekawe doświadczenie. Srebrna plaga! – rój srebrnych owadów pomknął w stronę Królowej, ta jednak tylko podniosła rękę, a wszystkie zniknęły w świetlistej mgiełce.
- Coś mi się wydaję, ze nie pokonasz mnie tymi swoimi kolorowymi sztuczkami. Królewska panorama. - Pat dostał oczopląsu, nie wiedział gdzie jest, wszystko mieniło się zlotem. Jednak zamknął oczy i skupił się na tym co widzi. Zauważył, że widzi oczyma Morgany w jakiś zdeformowany sposób. Ponownie zamknął oczy i próbował zapłakać. Nie udało mu się. Wiedział, że musi sie pospieszyć, bo za raz zbuntowana Królowa rzuci decydujący czar. Skupił więc się na odczuciach Adrii, która leżała gdzieś obok. Jej emocje owładnęły jego duszą, a jako współodczuwający czuł je tak samo jeśli nie bardziej. Po jego policzku popłynęła łza, napędzana strachem i rozczarowaniem. Ta łza pokonała zły urok i pozwoliła Patowi patrzeć z powrotem w normalny sposób.
Tęczowy chłopiec wziął głęboki wdech, jego oczy zaczęły świecić, a z pobliskich drzew zaczęła parować magia. Pat szybkim ruchem chwycił kostur i krzyknął:
- Tęczowy deszcz meteorytów. - Połączył swoją magię - ogień uczucia i magia tęczy tęczowych ludzi. Niestety Margana tylko na to czekała. złączyła swe palce tak, że utworzyły trójkąt i krzyknęła:
- Gwiezdny pryzmat. - Pat zobaczył tylko jak cała moc jego czaru kumuluje się między palcami Morgany. Chwilę później leżał nieprzytomny na ziemi.
Kiedy się ocknął sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.
Jassin stał naprzeciw Matki Czarodziejki z miną, która przeraziła by nie jedną niejawę z Szeolu.
- Posuń się. – warknęła Morgana – oni należą do mnie.
- Nikt tu nie należy do Ciebie! – krzyknął strażnik lasu. – Ta ziemia jest święta i każdy ma prawo tu przebywać, czy Ci się to podoba, czy nie. Nie pozwolę Ci ich tknąć, nawet jeśli przypłacę to podróżą do Raju. A pragnę zauważyć, że moi najbliżsi by tego tak nie zostawili.
Morgana zamiast odpowiedzieć klasnęła w dłonie i powiedziała:
- Złote runo! – w ziemia i wszystko co się wokół niej znajdowało poczęło się złocić, i szło w stronę Jassina – za raz przestaniesz mi się sprzeciwiać i zrozumiesz czymś jest zadarcie z kimś kto widnieje na kartach Plejady.
- Czyżbyś zapomniała, że dzielę życie z Jellalem ?! – przyjął pozycją obronną i wybuchnął. – Rozkosz ciężkich powiek! – przeciwniczka wytrzeszczała oczy, przed nią stało koło piętnastu Jassinów, wszyscy tak samo przerażający, w pozycji gotowej do ataku.
- Myślisz, że dam się nabrać, na Twoje nudne iluzje?! – złote liście były już niebezpiecznie blisko opiekuna Betty. – Wielebne skrzydło wróżki! – magiczna moc władczyni wróżek skrystalizowała się i zaczęła pędzić w kierunku Jassinów. Paru zrobiło unik, jednak większość została pocięta przez zaklęcie. Jassin zawahał się przez chwilę, ale od razu podjął odzew:
- Klatka senności! – pod stopami Morgany pojawił się magiczny krąg, z którego począł się wydobywać gaz. Wokół Czarodziejki powstała jakby mglista bariera.
W tym momencie Pat leżący za Jassinem ocknął się, wyciągnął rękę do anioła, lecz ten nie mógł tego zauważyć. Przez twarz strażnika lasu przemkną uśmiech, który od razu zniknął, bo bariera zaczęła znikać, a Morgana wychodziła z niej bez szwanku. Pat sobaczył zbliżające się do anioła złoto. Położył wtedy rękę na ziemi, wyczarował magiczny krąg pod Jassinem i rzucił zaklęcie:
- Pepoq! – nie miał pojęcia skąd zna to zaklęcie, ale wiedział, ze musi go teraz użyć. Tęczowa tarcza chroniła Jassina przed złowrogim złotem, ale też zdradzała pozycje jego właściwego ciała.
Anioł nie odwracając się kiwnął w podziękowaniu głową. Morgana z niepisaną furią na twarzy poczęła przyzywać całą swą moc. Pat z przerażeniem patrzył, jak ziemia zaczyna parować mocą. Morgana rozwarła ramiona i zanim Jas zdążył zareagować rzuciła parę zaklęć. Zwróciła prawą rękę w stronę strażnika krzycząc:
- Geneza zmęczenia! – Jassin lekko zachwiał się na nogach, ale nie zdążył upaść, bo ugodziło w niego drugie zaklęcie – Tchnienie słabości! – ponownie krzyknęła Czarodziejka. Jassin upadł na kolana, a Morgana wycelowała w niego dłonie i krzyknęła – Róg zwycięzcy!
Jassin wyglądał jakby opuściły go wszystkie siły, podniósł trzęsącą się rękę w stronę dziecka Solaris i szepnął:
- Jellal, Betty. Wybaczcie.
- A teraz pożegnaj się ze swoją tanią imitacją życia, za chwilę wrócisz do swego ciała Jas. Lament pokonanego! – światło klątwy oślepiło nawet Pata, który miał zamknięte oczy.
Morgana zaniosła się śmiechem i powiedziała:
- No to teraz mogę się zająć moją niesłuszną poddaną.
- Nie wydaję mi się. – odpowiedział lodowaty głos. Mgła po czarze powoli opadała, a w miejscu, gdzie leżał Jassin stała inna postać, a jej oczy lśniły w mrokach lasu. – To było głupie Morgana. Po pierwsze podniosłaś rękę na strażnika lasu tego nie podaruje CI nawet Miłość, po drugie podniosłaś rękę na mojego kochanka, a tego nie daruję Ci ja. Po za tym wypadałoby walczyć z kimś na podobnym poziomie, a nie walczyć z kimś kto jest znacznie słabszy od Ciebie! Oni we dwójkę nie mają takiej siły by stawić Ci czoła. Wierna obrona kochanka! Przyzywam pierścień wierności! Skończę z Tobą wieczna amnezjo! Mroczna Pasja! – Jellal zaczął rzucać zaklęciami jak oszalały. Kręgi, które pojawiały się z każdej strony niosły za sobą każde inne zmartwienie. Ziemia poczęła pulsować. Dwie osoby z plejady zaczęły walczyć, to nie mogło się dobrze skończyć.

wtorek, 6 grudnia 2011

Wybycie Nyo

Pat snuł się po chatce, rozmyślając nad wczorajszymi wydarzeniami. Pytania czy Eryk jeszcze kiedykolwiek go odwiedzi i czy Książe przyśle do niego kogoś nowego, jeżeli w ogóle przyśle kołatały się po głowie Pustelnika od wczorajszego szybkiego wyjścia posłańca.
Kiedy chłopak chciał się zabrać za jakieś chociaż prowizoryczne pakowanie na Trzecią Kondygnację Nieba, czary Pustelni zasugerowały, że ktoś za chwilę pojawi się w drzwiach. Pat nie odrywając wzroku od starty papierów, porządkował je dalej. Jednak wystarczył jeden dźwięk, by podniósł z przerażeniem oczy i z za dużym rozmachem otworzył drzwi. Z zewnątrz dobiegał krzyk Eryka:
- Pat! Pat! Książe Cię wzywa!
Bezimienny naraz zerwał się z krzesła i wyszedł Erykowi na spotkanie.
- Eryk co się dzieje? To przez ten list? – Pat był przerażony nagłym przybyciem posłańca.
Twarz Eryka nie wyrażała żadnych uczuć, na jego twarzy mieszały się chłód i troska. Widać było, że wczorajsze wydarzenia bardzo mu ciążyły, a nowe były na tyle ważne, by przerwać tę krótką, nieprzyjemną farsę. Pat gestem ponaglił przybyłego, by ten mówił. Posłaniec wziął głęboki oddech i powiedział:
- Książe był dziś u Morgany, kiedy wrócił przywołał mnie i kazał mi Cię przyprowadzić. Nie mam pojęcia o co chodzi. Musiałem wykonać jego polecenie, nie chętnie, bo niechętnie, ale musiałem. Twarz Księcia była, hmm… - zmyślił się – jakby to powiedzieć zatroskana. Nie mam pojęcia, co ma Ci do przekazania, ale to na pewno ważne.
Pat kiwnął potwierdzająco głową, że rozumie. Chciał się wrócić do chatki, po jakieś rzeczy, ale Eryk złapał go za nadgarstek i powiedział:
- Nie ma na to czasu, bierz Amirater i chodź. – Po tych słowach sam przywołał laskę Pata i wręczył ją właścicielowi, nie puszczając jego ręki. – Wybacz, ale to musi być bardzo ważne. Idziemy.
Pat już zaczął myśleć o miejscu, w którym mógłby być Książe by się tam teleportować, lecz Eryk pokiwał przecząco głową i powiedział:
- Twoja teleportacja jest za wolna, Książe jest u siebie, błądziłbyś szukając go. Musimy użyć mojej magii. – Posłaniec mocniej ścisnął rękę pustelnika i zamiast jak zwykle dać się porwać przez szmer powietrza Pat stał się owym szmerem. Magia posłańców była magią wiatru. Pat wraz z Erykiem zamienili się w wiatr. To oni muskali liście i tańczyli z kwiatami. To oni tworzyli fale na Wielkiej Rzece. Po chwili stali przed zamkiem władcy posłańców. Malutki zamek na skale pięknie oświetlony w świetle porannego słońca górował nad Papierowymi Ziemiami.
Eryk wskazał Patowi schody wykute w skale, które prowadziły do wrót. Pustelnik zwrócił oczy na budynek, z tarasie stał Książe, postawny i dumny mężczyzna z krótko przystrzyżoną siwą brodą, gdy ujrzał spojrzenie Pata cofnął się i wszedł do budynku. Pustelnik szybko pomagając sobie kijem przemierzał schody, przeszedł przez otwarte drzwi i stanął naprzeciw Księcia. Szare oczy lśniły w mrokach przedsionku.
- Nie zaprosisz mnie? – zapytał obrażony Pat
- Jak śmiesz, jeszcze pragniesz honorów. Z resztą nie ważne. Jestem Ci przychylny, a ponieważ wiem co uczyniła Ci Miłość jestem zmuszony Ci co nieco powiedzieć. Wydaję mi się, że z Morganą dzieją się złe rzeczy. Bardzo złe.
- Lu?
- Najprawdopodobniej, aczkolwiek nie wiem, który z jego sług byłby w stanie coś jej zrobić. Ale nie to jest teraz najważniejsze. Morgana jak co rano przyzwała mnie bym rozniósł jej listy. Jeden z nich był adresowany do Twojej podopiecznej.
- Do Nyo?! A co też Królowa Wróżek chciałaby od kogoś, komu nie jest w stanie dać skrzydeł?
- Morgana zamierza wysłać Nyo na Siódmą Kondygnację Nieba, widziałem jak otworzyła list.
- Co?! Jak to? Toć to czyste zabójstwo! Ona nie ma skrzydeł!
- Wiem, Pat z łaski swojej przymknij się i pozwól mówić mądrzejszym od siebie. Nie zachowuj się jak przystało na bratanka Furii.
Pat zrobił minę jakby Furia właśnie go ogarnęła, ale wziął głęboki oddech i wsłuchał się w słowa Księcia.
- Morgana nie może się dowiedzieć, że cokolwiek Ci powiedziałem, więc poprosiłem Nyo, by napisała Ci o całym wydarzeniu – tu wyciągnął z kieszeni lawendową kopertę zaadresowaną do Pata. – Idź z tym do Matki. Na pewno Cię nie wysłucha, ale będziesz miał czas by coś wymyśleć.
- Ale dlaczego Ci się tak spieszy? – zapytał podejrzliwie Pat
- Bo ona chce ją tam wysłać przed zachodem Słońca.
Pat zacisnął pięść, gniotąc tym samym list od podopiecznej.
- Jak się do niej dostanę? – zapytał ledwo panując nad emocjami.
- Najpierw się tego napij – jakiś posłaniec podał coś Pustelnikowi. – To wywiewa furię i zamienia ją w moc. Jeżeli przyjdzie Ci walczyć to i tak przegrasz, ale jeśli spróbujesz z nią walczyć w tym stanie to nawet nie zdążysz się odezwać.
Pat zdrowo aczkolwiek niechętnie łyknął z dymiącego się kubka. Od razu po jego ciele rozlała się jakaś aura stoickiego spokoju. Każdy mięsień napełniony był cierpliwością i pokorą. Nie nęciła go żadna negatywna emocja. Czuł gdzieś w środku, że coś próbuje isę uwolnić z jego serca i bronić za wszelką cenę tych, których kocha.
- To nie będzie trwało wiecznie. Idź już. Musisz coś wymyślić, masz mało czasu.
Chłopak odurzony eliksirem nie był w stanie się ruszyć. Cały czas przyjmował dawkę tak różnych emocji, że w połączeniu z jego własnymi doznawał paradoksu.
- Ja się tym zajmę – powiedział ktoś szeptem. Z ciemności wyłonił się Eryk. Złapał Pata za rękę i poszybowali do Leśnego Królestwa.
Pustelnik mocno uderzyło o ziemie. Ugięły się pod nim kolana, więc pomógł sobie kosturem, żeby odzyskać równowagę. Pałać Morgany mimo wiecznych wodospadów brokatu i magicznego pyłu był jakby ciemny. Światło nie odbijało się od miliarda drobinek w powietrzu, jakby syn Solaris nie górował nad tym zamkiem. Było to o tyle dziwne, że Słońce szczytowało właśnie na firmamencie. Ogarniając swym blaskiem całą Pierwszą Kondygnację Nieba.
Pat dalej nie był w stanie dobrze się poruszać. Eryk wziął Pustelnika pod rękę i poprowadził w stronę masywnych drzwi w kształcie złotych, motylich skrzydeł.
- Mam nadzieję, że przeszła Ci faza z Salazarem, co Gabryelu?
- Nie nazywaj mnie tak, proszę – pierwsze słowa T.Ch., po wypiciu eliksiru, były bardzo dziwne. Mówił jakby z oddali, w jego głosie czaił się smutek. – Nie mam z Gabryelem nic wspólnego, nie zapominaj. Za każdym razem gdy tak mnie nazywasz, przypominasz mi wiele rzeczy, o których wolałbym nei pamiętać.
Posłaniec pokiwał głową na znak, że rozumie. Stanęli naprzeciw złotych wrót.
- Jak ja nie znoszę tego koloru – mruknął Pat, z w jego głosie można było wyczuć leciutką nutkę agresji. Eryk jednak niczego takiego nie wyczuł, pchnął drzwi i weszli do pałacu. Zwykle w przedsionku bywało koło tysiąca wróżek krzątających się, sprzątających, witających nowoprzybyłych i robiących milion innych rzeczy. Tym razem przedsionek był całkowicie opustoszały.
- Spodziewałam się Ciebie Pat.
- Morgana.
- We własnej osobie. Cóż taki plebs jak Ty szuka w moim pałacu? Czyżbyś zapomniał, że Plejada rządzi się swoimi prawami?
- Jakże bym śmiał – w głosie Pata nie było nawet odrobiny sarkazmu czy ironii, mówił te słowa szczerze. – Wiem, że żadna istota nie musi mi się tłumaczyć, po prostu chciałem zapytać dlaczego Nyo i dlaczego Siódemka?
- Skoro wiesz, że nie muszę Ci się tłumaczyć, to po jaką cholerę żeś tu przyszedł?
- Bo być może chciałabyś udzielić informacji na moje pytanie.
- Nie chcę. A teraz won. Bo jak mi nie znikniesz za raz z oczu to wyślę ją tam w tej chwili.
Oddech Pata stał się szybszy, ale nic poza tym. Ukłonił się i wyszedł. Ciągnąc milczącego Eryka za sobą.
- Co teraz zrobimy? – zapytał podopieczny Księcia
- Przygotujemy Nyo do wyjazdu.
- Zamierzasz ją tam wysłać?
- Ja nie. Ona. Jeżeli się uprze, to ja nie mam nic do gadania, przewyższa mnie we wszystkim. Od magii po stosunki z Lisą. Więc nie mam szans. Jedynym wyjściem jest przygotowanie Nyo na tę wyprawę. Nie mamy innego wyboru.
Eryk pokiwał głową i złapał Pata za nadgarstek. Jednak nie zdążyli się teleportować. Tęczowy Chłopiec położył dłoń na dłoni ściskającej nadgarstek:
- Właściwie to dlaczego mi pomagasz?
- Bo tego kto pisze do Salazara trzeba wspierać, a nie się od niego odwracać.
Po tych słowach opuścili pałac Morgany i znaleźli się w lesie na ziemiach Nyo. Przeszli parę kroków i ze ściółki przeszli na podest domu. Nyo siedziała na wiklinowym fotelu i szyła suknie z czerwonych róż. Bardzo cienką igłą, i nitką utkaną z łez łączyła płatki.
- Przyda Ci się jak wrócisz N.
Dziewczyna podniosła oczy. Uśmiechnęła się. Jej prześwitująca sukienka z porannej rosy zalśniła w słońcu i oplotła wróżkę tęczą.
- Dam ją Dalii jak ją skończę. – powiedziała odkładając delikatny materiał. Mina Pata nie wyrażała nic, gdyż eliksir jeszcze działał, w innym wypadku zdradziłaby co do tego zdania pewne obawy. Nic jednak nie mówiąc przytulił podopieczną i ucałował w dwa policzki.
- To Eryk, zapewne go znasz, jest moim posłańcem i przyjacielem – tu kąciki ust posłańca lekko drgnęły. – Zapewne przyniósł Ci kiedyś jakiś list. – Tu mina Nyo zrzedła:
- Jakiś może owszem, ale nigdy nie ten, na który tyle czekam.
Jednak za raz powróciła do skromnego uśmiechu.
- Więc jak, rozmawiałeś z Królową?
- Z Morganą? Owszem. Nie przepuści. Wyśle Cię tam. Nie mogę nic z tym zrobić.
Nyo posmutniała i opadła na swoje wiklinowe krzesło.
- Doloress tylko na to czeka. Ja tam będę całkiem sama. Ona, ona…
- Spokojnie. Uspokój się. Jak obudzisz się w pełni to będziesz niepokonana. Tylko się obudź. Odkryj w sobie moc. Hmm… może nawet mam dla Ciebie zadanie na tej popowej Kondygnacji. – Pat stanął na chwilę. – Tak to może się udać. Skoro już tam będziesz to w sumie nic trudnego. Będziesz musiała poznać tylko jakiegoś popa. Na pewno, któryś Cię wesprze. Używaj na górze czarów Flamandów i Flamandorów a na pewno poznasz jakiegoś popa. Popi to opiekunowie gwiazd. Jak już zaprzyjaźnisz się z którymś to poproś go o trochę gwiezdnego światła. A kto wie, może któryś nawet pokaże Ci gwiazdę. Weź to. – Tu Pat wyjął świecący gwizdek i zawiesił go Nyo na szyi. – To Ixasis, jak będzie Ci źle on na pewno Ci pomoże. A teraz wybacz, muszę raz jeszcze udać się do Twojej pani. – pogłaskał bezskrzydłą po twarzy i szepnął jej na ucho:
- Moja opieka zawsze jest koło Ciebie, nawet gdy tego nie widzisz i nawet kiedy ja tego nie widzę. Do zobaczenia. Kiedy wrócisz będę Cię czekał w chatce. I masz mi wszystko opowiedzieć.
Nyo z przeszklonymi oczami przytaknęła i oparła się na krześle. Zasnęła.
- Nie trzeba było jej usypiać. – zastanowił się Eryk.
- Trzeba – odpowiedział Pat – Morgana za raz tu będzie. A wasz eliksir przestał działać.
Posłaniec z niemałym przerażeniem patrzył jak Pat zbiera moc.
- Spokojnie Eryk, nie użyję Furii. Nie chcę zrobić wam krzywdy. A z Matką Czarodziejką nie mam szans.
- Cieszę się, że to zauważyłeś – powiedziała pojawiająca się przed Patem Morgana. – A teraz pozwól, że wyślę tę półwróżkę na koniec świata.
- A obiecasz, jak przystało na jej opiekunkę, że będziesz ją chronić przed tym co nieznane.
- Och naturalnie.
- Doskonale – uśmiechnął się Pat. Eryk patrzył na to wszystko ze zdziwieniem, bo Pustelnik nie użył ani krzty mocy. – Więc będziesz ją broniła przed sobą samą.
- CO?! – warknęła Morgana.
- Ile razy widziałaś Nyo? – zakpił Pat. – Powiem Ci, ani razu. Teraz oto widzisz ją po raz pierwszy. Tak więc, poprzednia obietnica obejmuje Twoją osobę, bo jesteś jej nieznana.
Morgana wzięła głęboki wdech i szepnęła:
- Wściekła szarża Królowej.
Eryk złapał Pata w pasie, w jednej chwili umysł Pata przestał działać. Próbował ogarnąć wzrokiem co się stało ale zobaczył tylko masę złota. I złote ciało Nyo, które śpiąc paruje. Kiedy ciało wróżki było już ledwo widoczne Pat poczuł dziwną senność.

- Gdzie jesteśmy? Co się stało? Gdzie Nyo?
- Uspokój się Pat. Jesteśmy w Pustelni, tu Twoje siły powróciły. Morgana rzucił na nas zaklęcie, wszystko pokryło złoto. A Nyo wyparowała na Siódmą Kondygnacje Nieba.
Pat wstał opierając się o kostur, którego nawet nie zdążył użyć.
- To nie jest Morgana. Ona nigdy by tego nie zrobiła.
- Książe za raz podniesie alarm jeśli zechcesz.
- Nie, nie. Nie mam wystarczającego dowodu, do tego wszystkiego jeszcze miała prawo. To ja wtargnąłem na jej ziemie i wtrąciłem się w jej sprawy i podważyłem jej decyzje. Na razie nic nie rób, Miłość i tak jest daleko i tak nam nie pomoże. Zobaczymy co przyniosą kolejne dni. Zostaniesz na herbacie?
Pat i Eryk weszli do domu. Pat zamknął za sobą drzwi, Blanka leżała na ławce koło Rozalii i Cezarei. Nikt nie przypuszczał, że córa Szeolu tak bardzo namieszała w Plejadzie.


***


Gdzieś daleko ze swej kryjówki wyjrzała Wojna, a za nią z kubkiem w ręku stała Roma.
- Znów się zaczyna. Do końca świata Szeol będzie mącił Królestwo, już nigdy nie będzie jak kiedyś. Lada dzień się zacznie. Miłość dlaczego jesteś w najdalszym miejscu Królestwa akurat w tym momencie?
- Miłość Miłością, w tej sytuacji sami musimy sobie radzić. Moja magia zawita w Królestwie w pełnej okazałości. Miejmy nadzieję, że wyłącznie do obrony.
Roma spojrzała z Chabrowych Gór w stronę Lasów i szepnęła tak, że Wojna jej nie usłyszała:
- Nie zawiedź mnie Betty.

piątek, 7 października 2011

List

Był ranek, Pustelnik po nie przespanej nocy wciąż oglądał to co przyszło mu stworzyć poprzedniego wieczoru. Na stole leżała mieniąca się milionem kolorów koperta. Była starannie zalakowana zaczarowanym woskiem. Pat zamęczonymi oczami wodził po kopercie i z jakimś wewnętrznym strachem wyglądał przez okno.
Usiadł i stukając po blacie palcami czekał. Każda chwila była coraz trudniejsza do wytrzymania, ale mimo to czekał cierpliwie.
Po dłuższej chwili drzwi uchyliły się nieznacznie i weszła przez nie Blanka. Widząc swojego pana, który najwyraźniej był na czymś skupiony otarła się o jego nogi i skuliła się do snu koło jego stóp.
- „Nawet nie wiesz ile otuchy mi dodajesz” – pomyślał wdzięczny Pat. Ale nie powiedział niczego na głos. Jakby się bał, że byle dźwięk może zniweczyć cały plan.
Syn Solaris górował już wysoko na Nirwanie, kiedy między drzewami dało się usłyszeć delikatny stukot kopyt. Stukot ustał, i dało się słyszeć nowy dźwięk, szelest liści koło chatki zwiastujący kroki. Pat zacisnął ręce na szacie i czekał na pukanie do drzwi. Tak jak się spodziewał po paru już dobrze słyszalnych krokach, usłyszał znajomy głos witający się z Rozalią i Cezareą. Kolejny krok. I jeszcze jeden. Stukot do domu.
- Wejdź – powiedział nienaturalnie Pat, nieobecnym głosem.
W drzwiach pojawiła się uśmiechnięta twarz ciemnowłosego wysokiego młodzieńca:
- Witaj Pat, witaj Blanka. Co było tak ważne, że musiałem po to przybyć dziś, a nie jak zwykle jutro? – od razu zaczął.
Pat zbledłszy podniósł jakby ociężałą rękę wskazując stół, na którym nie było nic prócz tęczowej koperty. Eryk szerzej otworzył drzwi, by blask dnia rozświetlił blat. Kiedy to uczynił oślepiła go magia koperty, jednak po chwili przywykł i był w stanie zobaczyć do kogo Pustelnik zaadresował kopertę.
Eryk ze świstem wciągnął powietrze, a jego źrenice zniknęły z jego ciemnozielonych tęczówek. Dla pewności jednak podszedł bliżej do koperty i przejechał palcem po zdobionym ‘S’. To jednak tylko utwierdziło go w przekonaniu, że właściwie odczytał adresata.
- Nie mogę tego znieść Pat.
- Owszem możesz posłańcu. – Pustelnik jadowicie zaakcentował ostatnie słowo.
- Jeszcze nigdy się tak do mnie nie zwróciłeś – powiedział chłodno – nie mam prawa tego zanieść. Kto jak kto, ale Ty powinieneś znać wszystkie zawiłości Plejady.
- Zamilcz!
- Nie dlaczego? Skoro już ośmieliłeś się napisać do Salazara, to miej odwagę się do tego przyznać. Powtarzam Ci, nie mam prawa tego doręczyć.
- To co z Ciebie za posłaniec, przynosisz wstyd całej swojej rasie. – z tym samym jadem kontynuował Pat.
- Dość Pat! Czy naprawdę wykasowali Ci pamięć? Co Cię opętało?! Nie zakazuję Ci pisać do Salazara, ale skoro już to czynisz to miej odwagę sam mu to dostarczyć. Książe wyraźnie zakazał nam się zbliżać do tej istoty. Tylko i wyłącznie Książe ma prawo i odwagę zanosić korespondencje Salazarowi.
- A co? Resztę strach obleciał? – zapytał pat wstając.
Eryk zrobił krok i pchnął Pustelnika na krzesło, mimo to czary Pustelni nie zareagowały, więc nie miał złych zamiarów.
- Słuchaj no skrzywdzony przez Czas Tęczowy Chłopcze! Kiedy Ty zaszyłeś się w Pustelni Salazar po porozumieniu z Jassinem zaczął hodować jagody. Pewnego pięknego dnia, kiedy w naszych sercach znów poczęła gościć nadzieja i wiara w lepsze jutro Miłość poprosiła by Książe zaniósł Salazarowi list. Książe jednak musiał coś załatwić na 6 Kondygnacji Nieba. Poprosił tedy swego syna Billego, by ten spełnił życzenie królowej. Ten oczywiście nie chcąc narazić ojcowskiego zaufania zrobił co mu kazano. Kiedy przybył na tę przeklętą Salazarową ziemię, której położenia nikt nie zna, nie zastał adresata w domu. Czekał więc. W pewnym momencie zauważył jagody rosnące koło chatki i tak wziął sobie parę, gdzie pragnę zauważyć jedna mogłaby uśpić na wielki nawet Morganę. Kiedy Salazar wszedł na swą ziemię zobaczył padającego Billego. Przez parę godzin próbował go wybudzić. W końcu jednak przeniósł go do Jonaszowej łodzi, gdzie zobaczył go już śpiącego Książe. Nigdy, nawet na wojnie nie widziałem takiego żalu jak wtedy. Większość z nas sądzi, że Książe obwinia się po dziś dzień, że to jego wina. Koniec. – wziął oddech jednak natychmiast kontynuował – ach byłbym zapomniał. Od tamtego czasu Książe stwierdził, że jako opiekun całej nasze rasy nie pozwoli już nikomu zbliżyć się do Salazara. Tylko Książe ma do tego prawo, rozumiesz. Tylko on. Tylko on chodzi tam i patrzy w oczy temu, który jest odpowiedzialny za śmierć Billego.
- Więc dlatego Bill był nazwany pierwszym dzieckiem Salazara – zastanowił się Pat.
Kiedy chciał o coś zapytać, zobaczył szatę Eryka w drzwiach.
Machnął ręką nad kopertą i zawołał:
- Eryk zaczekaj!
Posłaniec niechętnie zatrzymał się na skraju pustelni. Pat ostrożnie podszedł i wręczył mu list. To do Księcia. Eryk kiwnął głową i odszedł, zostawiając Pata z potwornym poczuciem winy i lękiem, że stracił swojego przyjaciela posłańca na zawsze.
Pustelnik wrócił do domu pogłaskał Blankę i zaczął się zastanawiać czy Eryk jeszcze kiedykolwiek do niego zawita. Nawet nie miał pojęcia, że spotkają się szybciej niż ktokolwiek by tego chciał.

piątek, 19 sierpnia 2011

Jellal

Pustelnik z samego rana dostał list od Betty. Strażniczka skarżyła się że coraz rzadziej widuje Jassina, jakkolwiek to możliwe. Na długie godziny zaszywa się w swej jednoizbowej chatce koło serca. Dziewczyna była tym wysoce zaniepokojona, jej strażnik jakby jej unikał, bał się, że coś przyuważy. Wygodniej będzie opisać dzień z życia Betty, żebyś wszystko zrozumiał drogi czytelniku.
Po wysłaniu listu Pustelnikowi, Betty poprawiła swój płaszcz, zeszła po stopniach swego domu, wyszła tylnymi drzwiami, które powadziły od razu do Lasu. Ciężkie buty łamały stare, umarłe gałązki, wydając groźne, złowrogie dźwięki, w głuszy tego tajemnego lasu. Zwiewny, cienki płaszcz, płynął między drzewami, mimo tego, że powietrze stało w miejscu, Zefir nie odwiedzał tych stron już od bardzo dawna. Mimo zerowej widoczności, kroki dziewczyny były pewne, doskonale wiedziała, którą ścieżką ma podążać. Kierowała się w stronę osady Niejaw, musiała zapytać Antachię o ostatnie zachowanie swego strażnika, była już po rozmowie z Marami, które były bardzo zaniepokojone. Xenja wyznała, że pewnego ranka, nie dalej niż 10 dni temu, Jassin wybiegł pędem ze swojej strażnicy i niezwłocznie skierował się w stronę Pałacu Matki. Betty minęła stary spróchniały pień, skręciła w prawo i dalej pogrążyła się w myślach. Pałac, o którym mówiły mary był jedynym miejscem, które od wojny ma wiecznie czynny portal z Szeolem. Oczywiście, Miłość, Albus, Andree i cała gama innych świetnych czarodziejów, magów i wróżek zapieczętowała to miejsce, jednak, nikt nie znał dokładnie wszystkich zakamarków liczącej sobie ponad dwanaście milionów oznaczonych komnat stolicy. Wszystko utrudniały czary: skrzywienia przestrzeni, imiennych kluczy i innych które sprawiały, że pałac był nieskończenie duży. Wiele osób jednak znało pułapki zastawione przez wielkich po wielkiej Wojnie i najzwyczajniej w świecie widziało jak je omijać. Betty w końcu doszła do posępnego kamiennego zamku. Otworzyła mosiężne wrota weszła w czeluść. Usłyszała pstryk palcami i nikłe płomienie granatowych ogników rozświetliły twarz, która stała przed nią.
- Anatachia wyruszyła po ciebie lada moment Be.
- Tessallo?! Co się dzieje?
- Anatachia poczuła coś wczoraj, lecz to zbagatelizowała. Dziś jednak obecność jakiejś nieokreślonej osoby nie pozwalała jej normalnie funkcjonować. Przed chwilą stwierdziła, że musi cię tym poinformować. – skośnooka Niejawa nieco zwiększyła płomień i przeniosła go na pobliski świecznik. Betty podniosła do skroni swą zakrytą zbroją dłoń i wypuściła wiązkę telepatyczną, by Anatachia jak najszybciej wróciła do domu.
- Usiądź proszę – Tessallo wskazała ręką fotel – wiesz przecież, że podczas złego przeczucia mamy zakaz teleportacji, nawet tutaj.
- Racja – przyznała Betty i usidła we wskazanym miejscu. Niejawa poczęstowała strażniczkę jakimś gorącym uśmierzającym niepokój napojem. Czarnowłosa dziewczyna jeździła palcem po brzegu kubka, jej myśli błądziły po labiryncie dociekań i wątpliwości. – Co dokładnie poczuła Anatachia, jakie przeczucie mogło tak bardzo zbić ją z tropu? – pytała bardziej siebie niż dziewczyny stojącej naprzeciw. Popijając napój, który dostała od Tessallo, usłyszała odpowiedź:
- Ona poczuła Szeol Betty.
Takiej odpowiedzi strażniczka się nie spodziewała. Zakrztusiła się i z takim impetem odłożyła kubek, że ten roztrzaskał się, w jej okolonej zbroją dłoni.
- Jak to SZEOL? Koło Serca Lasu Marzeń i Pragnień?! Toć to niedorzeczne, jest tyle osłon i tylu strażników, że niemożliwością jest przybycie tutaj kogoś z Szeolu. Szeol nie ma prawa tu być.
- Wiesz przecie, że jest jedna możliwość. Trudna o przyjęcia, to prawda, ale jest. – zaczęła powoli niejawa.
- Co przez to rozumiesz? – podejrzanie zapytała podopieczna Jassina – Czybyś chciała zasugerować, że ktoś pomógł przybyć tu jakiemukolwiek mieszkańcowi Szeolu? Na Miłość czy Ty wiesz co mówisz?! Przecie to niedorzeczne, kto mógłby być tak nieodpowiedzialny, by to uczynić?
- Spokojnie Be, ja tylko sugeruję, doskonale wiesz, ze tylko tak można dostać się do lasu, nawet Doloress nie ma tyle siły by ominąć nasze pułapki. Wszystkie szeolowe niejawy też mają zakaz, bo miałby do czynienia z nami, a tego nie chcą. Tylko z pomocą kogoś stąd można się tu dostać. Pogódź się z tym, Królestwo nie opływa w szczerość, prawdę i zaufanie jak kiedyś, pod czas wojny Szeol zatruł nasz piękny, harmonijny świat.
- Dobrze, przyjęłam, dość. Niech ja tylko dorwę tę zdradziecką świnię, która dopuściła się takiej zniewagi. Znieważyła całą pracę, którą wkładamy w obronę tego miejsca, znieważyła mnie. – Betty zaciskała pięści. Wstała z miejsca, minęła kolejne ciemne i złowieszcze cegły. Chodziła nerwowo po przedsionku pałacyku niejaw. Przyglądała się misternej mozaice, na której widniała podobizna Bólu. Miliony drobnych diamentów, z których zrobiono podobiznę, migotało w granatowym świetle płomienia Tessallo. Twarz Betty oblana była tysiącami odbić szlachetnych kamieni, jednak na jej twarzy malowało się cos jeszcze. To była jedna z tych tysiąca min, których nikt nigdy nie zrozumie. Puste błękitne oczy próbowały wydedukować, kto mógł dopuścić się takiej zbrodni jak wpuszczenie kogoś Szeolu do jej małego Królestwa, jej małego skrawka ziemi, za który była odpowiedzialna. Kto zawiódł jej zaufanie. Jej twarz spowita była również nieopisaną troską, nie miała pojęcia czy wszyscy jej podopieczni są bezpieczni. Nie wybaczyła by sobie jeśli na jej warcie kto został skrzywdzony. Zamknęła swe diaboliczne oczy i uderzyła z całej siły pięścią w ścianę. Zrozumiała. W tej chwili wrota zamku otworzyły się. Zasapana Anatachia otworzyła usta, by coś powiedzieć, Betty minęła ją bez słowa. Wyszła z zamku i skierowała się w stronę Serca. Anatachia chciała coś jeszcze powiedzieć, ale strażniczka podniosła rękę geście milczenia i powiedziała:
- Jassin.
Anatachia zrezygnowana potwierdzająco pokiwała głową, ale Betty, tego nie widziała była już w drodze do swego przeklętego brata.

***

Pustelnik spojrzał na stół, na którym leżał list od Betty. Nie miał nic lepszego do roboty, więc postanowił ją odwiedzić i zobaczyć co słychać u strażniczki i jej Strażnika. Ubrał swoje bezpalczaste rękawiczki, przykrótką kamizelkę i wąskie spodnie. Wyszedł z chatki. Kostur zawiesił sobie na plecach, tak, że koniec z czarnym diamentem wystawał mu ponad prawym ramieniem. Po uroku Miłości musiał nosić te przeklęte rękawiczki. Teraz one definiowały jego osobę. Przed wyjściem ze swoich ziem wyczarował jeszcze lustro, przeglądał się w nim chwilę. Ten rudy jakoś mu nie pasował do tych rękawiczek, zamknął oczy i mruknął:
- Metamorfo – jego włosy nieco się wydłużyły i powoli zmieniały kolor, ciemniały. Ciemniały tak długo aż w końcu stały się czarne. Była to najgłębsza Czerń. Taką czerń mogły osiągnąć tylko niektóre istoty. Pat jako władca kolorów mógł się szarpnąć na każdy kolor włosów i oczu. Wiatr nieco rozczochrał nowe włosy Pata. Tak przygotowany chłopak chciał się teleportować do Lasu Betty.
- Ach byłbym zapomniał – powiedział do siebie – fiolka – wrócił domu i wziął prawie pustę naczynie, naczynie do czerwonego atramentu, Atramentu Pragnień.
Wyszedł z chatki i naraz zerwał się wiatr. Chłopak niknąc rzekł jeszcze słowo pożegnania do Blanki, Rozalii i Cezarei i oddał się bezładowi transcendentalnej podróży.

***

Miłość była bardzo podenerwowana. Wszystkie istoty, które miały z nią owego dnia do czynienia były niemile zaskoczone jej nietypowym zachowaniem. Plotki głosiły, że wyczuła jakąś potężną istotę, która chce odebrać jej tron. Oczywiście nie było w tym prawdy. Plotka po wojnie, już na dobre zagościła na salonach królestwa. Miłość owszem wyczuła potężną istotę, co gorsza nawet ją zobaczyła ze swego zaczarowanego okna, które zrobił jej niegdyś Bezimienny. Był to zaczarowany witraż, kiedy rzucało się nań zaklęcie, jego kolory odpływały i mona było zeń zobaczyć całe Królestwo, cały świat. Ale niczego nie była pewna. To uczucie ją deprawowało, nie wierzyła w swą moc. Nie ufała sama sobie. To nie było możliwe, wmawiała sobie jak mogła, że to nie może być On. Nie może!
Nie miała jednak wyboru, jeśli to naprawdę on musiała go zobaczyć, nie wiedziała do czego jest zdolny po tak długim okresie siedzenia w miejscu bez miłości. Wzięła tylko najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyła w drogę do Serca Lasu Marzeń i Pragnień.

***

Pustelnik zastał domek Betty całkowicie opustoszały, postanowił więc przejść przez Bramę Jassina, tę prze którą przeszedł niegdyś z Iris, przed przygodą z Anatachią. Szedł skrajem lasu, by w końcu dojść do celu. Zwrócił oczy ku górze, by wyczarować bańkę z marzeniem, gdy zauważył że oba drzewa, z których zrobiona była brama były żywe. Pat upadł na kolana.
- „To niemożliwe” – przewijało mu się w głowie. – NIEMOŻLIWE – ryknął. Skoro Klon był zdrowy, znaczy, że ten, który go zasadził żyje. Drzewo mieniło się wszystkimi odcieniami granatu przy najmniejszym ruchu powietrza. Po krzyku Pustelnika zatrzęsło się i połączyło swe gałęzie z gałęziami Czarnego Dębu i tak oto przed Tęczowym Chłopcem stanął otworem Las Marzeń i Pragnień. Brama go poznała oznaczało to, że brama znów jest żywa jak przed wojną. Przez te wszystkie lata tylko Ci, którzy wiedzieli jak ją otworzyć, mogli się przez nią dostać. Teraz brama sama rozpoznawała przyjaciół. Czyli Las znów odzyskał swych dwu wielkich strażników. „Ale jak to możliwe?!” z tym i innymi pytaniami wstąpił w mroki lasu.

***

Betty biegła, a drzewa same schodziły jej z drogi. Do tej chwili nie wiedziała, że ma taką władzę w tym lesie, może to jednak ta szeolowska kreatura namieszała w tym miejscu, tak, że drzewa zaczynały chodzić. Nie wiedziała niczego dokładnie, była tylko pewna tego, że dzieje się w lesie co dziwnego. Gdyby nie to że jest tu osoba z Szeolu pomyślała by, że to radosne podniecenie. Teraz jednak odbierała wszystkie te dziwactwa jak objaw paniki. Poczuła podmuch wiatru. W tym lesie powietrze zawsze stało w miejscu, ktoś musiał się tu teleportować. Zatrzymała się mimo chęci dopadnięcia Jassina jak najszybciej i spojrzała w górę, wypowiedziała zaklęcie. Drzewa jej usłuchały, pochyliły się tak, by mogła zobaczyć niebo. Oniemiała. Miast głębokiego cyjanu, który ma niebo o tej porze dnia ujrzała kolor indygo, który z każdą chwilą czerwieniał.
„Lisa” – pomyślała strażniczka – „przecież ona zabije Jassina jeśli odkryje, ze przyprowadził tu kogoś z Szeolu”. I zapominając o wszystkim co zrobił jej brat popędziła, by go ostrzec i uratować.


Mijała kolejne drzewa. Jej buty dudniły w gąszczu, a jej furia mieszająca się ze strachem sprawiała, że powietrze wokół niej drgało W końcu jednak po morderczym maratonie znalazła się na polanie. Już tylko metry dzieliły ją od drzwi chatki jej brata. Czuła kojącą magię Serca Lasu. Jednak coś sprawiło, że zaczęła się wahać. Stała tak na skraju polany i patrzyła się w klamkę drzwi. Sekundy trwały jak lata. Po chwili rozmyślania zrobiła niepewnie pierwszy krok. Stanęła. Stwierdziła, że nie będzie walczyć. Najwyżej ją zniszczą. Skoro sama Miłość się fatyguje to nie ma czym się przejmować. Choć może Lisa w amoku walki nie będzie zważała z kim walczy. Tysiące myśli miotało się w jej skołatanej głowie. Postawiła kolejny krok, równie niepewny jak poprzedni. Ponownie stanęła. Wzniosła ręce i powiedziała do siebie szeptem:
- Nie będę walczyć. – Po tych słowach jej strój począł się zmieniać. W miejscu ciężkich butów pojawiły się bardzo wysokie szpilki z platformą, legginsy ustąpiły delikatnym czarnym kabaretkom, a zbroja zmieniła się w krótką stalowoczarną sukienkę z jednym twardym jak stal rękawem. Jedno ramie było gołe. Usta lekko się powiększyły, a oczy pokryły się delikatnym niebiesko granatowym makijażem.
- „Toć to prawie negliż” – pomyślała, po czym wyczarowała jeszcze długi do kolan płaszcz. Był prawie przeźroczysty, ale kiedy się nim opatuliła poczuła się pewniej, włożyła ręce w kieszenie ubrania i już zdecydowanym krokiem podeszła na podest domu. Wpatrywała się w klamkę. Złapała ją, lecz nie zdążyła jej przekręcić gdy usłyszała:
-Be?! Co Ty tu robisz? – Na skraju polany stał zdyszany Bezimienny podpierając się laską. – Nic nie rozumiem. Niebo robi się amarantowe, co się dzieje? – zadawał pytania.
- Nie mam pojęcia Pat, właśnie próbuję to ustalić, wygląda na to, że mój kochany brat – tu Pustelnik zrobił trudną do zdefiniowania minę – przyprowadził do Lasu kogoś z Szeolu. – Pat zachwiał się i podparł na lasce. Cały blady zapytał:
- Podejrzewasz Jassina o zdradę? – zapytał łapiąc oddech.
- Wszystko wskazuje na jego nielojalność, cóż za raz się przekonamy.
- Co chcesz zobaczyć?
- Nie wiem Pat cokolwiek byleby to się już wszystko skończyło. Miłość zapewne zaraz tu będzie, a wiesz jak traktuje zdrajców.
- Oj aż za dobrze. – powiedział Pustelnik z żalem i wściekłością w głosie. – Dlaczego jesteś ubrana w strój bojowy Be?
Betty zrobiła taką minę, jakby ktoś uderzył ją ciężkim przedmiotem w głowę:
- Chcesz mi powiedzieć, że to strój bojowy?! – zapytała śmiejąc mu się w twarz.
- Owszem, sam stworzyłem kolekcję razem z Fashion w dzień rozstąpienia się ziemi.
- Słucham?! Ja się tak ubrałam bo nie chcę walczyć, i dlaczego niby najseksowniejsze i najpiękniejsze stroje w Królestwie są uważne za bojowe?
- Ponieważ istoty z Szeolu pragną tego czego nie mają. Piękna. W dzień Ostatniej Bitwy ubraliśmy nasze istoty w podobne stroje, by Szeolianie nie mogli się skupić na walce. I udało nam się poniekąd. No nieważne. Jesteś strażniczką tego lasu, więc bój jest w Twej naturze, czy chcesz walczyć, czy nie. Znaczna większość, twych strojów jest uznana przez Fash jako bojowe. A wybrałaś ten strój, bo podświadomie wyczuwasz Szeol. Zapewne zdarzyło Ci się to pierwszy raz w życiu.
Betty wzięła głęboki oddech, dopiero teraz uświadomiła sobie, że cały czas rozmwiali szeptem. Spojrzała na Pata, który ustawił różdżkę w pozycji bojowej i dał jej niemy znak, że jest gotowy. Strażniczka chciała chwycić, klamkę, lecz się rozmysliła. Zamiast tego podniosła okoloną materiałem dłoń i zapukała do drzwi. Te prawie od razu się otworzyły. Stanęła w nich chuda postać średniego wzrostu.
- Jassin – krzyknęła uradowana Betty. Odwróciła się do Pata, by mu pokiwać, żeby podszedł. Lecz gdy zobaczyła jego skrajnie bladą twarz na której malowało się ogromne niedowierzanie, stwierdziła że cis jest nie tak. Ponownie odwróciła się by spojrzeć na brata, ale zamiast niego zobaczyła granoatowowłosą postać. Złowrogo wyglądający mężczyzna rozpoczął:
- Witaj Betty.
- Kim Ty u diabła jesteś?! – wrzasnęła i nim ktokolwiek zdążył zareagować uderzyła nieznajomego w twarz.
Ciemnowłosy wyprostował się po uderzeniu, a na jego twarz wszedł bardzo nieprzyjemny i bezczelny uśmiech.
- Kim jesteś, jak masz na imię?! ODPOWIADAJ!!! – darła się Betty.
Mężczyzna poprawił sobie granatową grzywkę i już uchylił usta by odpowiedzieć, kiedy rozległ się gdzieś między drzewami lodowaty głos:
-Jellal.
Z czerni lasu wyszła Miłość z podniesioną jak do ataku ręką.
- O widzę, że mamy tu iście rodzinny piknik moja droga. – zaśmiał się złowrogo nieznajomy. – I opuść już te ręce, nikogo nie skrzywdzę, nie po to przebyłem taką drogę by was pozabijać. Wiesz przecież, że Luminel ma lepszych szpiegów ode mnie.
- Zamilcz! – krzyknęła rozdygotana Miłość.
- DOŚĆ! – krzyknęli jednocześnie Betty, Pat, Jassin, który właśnie pojawił się za Jellalem i Xenja, która niewiadomo skąd się tutaj wzięła.
Szósta osób wpatrywała się w siebie i próbowała zrozumieć co to wszystko znaczy. Pat, Miłość i Królowa Lasu stali mniej więcej w jednej linii na skraju polany wpatrując się w drzwi domku, w których stali Jellal i Jassin. A po środku stała Betty, która próbowała ogarnąć wzrokiem wszystkich, którzy przybyli.
- Dobrze więc zacznijmy od początku. Co Ty tu u diabła robisz? – wybuchła po chwili niezręcznej ciszy Miłość.
- Cicho Em. Pozwól, że ja poprowadzę tę rozmowę. Ty nie powinnaś się w jego towarzystwie nawet odzywać. Za długo Cię kryłam, więc teraz pozwól, że to dziewczę w końcu zrozumie kim jest, a Ty racz siedzieć cicho, póki Ci nie pozwolę mówić. – Powiedziała na jednym oddechu Xenja. Po czym zwróciła się do dwu mężczyzn:
- Chyba najwyższy czas na czar prawdy panowie.
Jassin zbladł stokroć bardziej niż Pat, który niebezpiecznie łypał na Miłość. A Jellal miał przez chwilę minę szaleńca:
- Nic jej nie powiedziałeś?!
- Nie mogłem.
- Dość, później to przedyskutujecie. Teraz rzućcie zaklęcie. Już. – instruowała Xenja akcentując ostatni wyraz. Dwaj mężczyźni podeszli do oniemiałej Betty i zaczęli swą mowę:
- Istnieje możliwość, że nas znienawidzisz. Poczekaj jednak z osądem aż wysłuchasz całej naszej historii.
- Jas, co się dzieję, zesłałeś mi jakiś dziwny sen? Za raz się obudzę prawda braciszku? – zapytała błagalnym głosem.
- Be to niestety nie jest sen, a ja nie jestem twoim bratem. – Te słowa zmieniły wszystko Betty osunęła się na kolana. Za raz jednak opanowała się i wstała:
- To kim Ty jesteś padalcu, prócz tego, że jesteś kłamcą?
- J-ja – zaczął się jąkać – ja jestem Twoim ojcem – powiedzieli jednocześnie Jasssin i Jellal.
Moc czaru eksplodowała, wokół trojki zaangażowanych osób pojawił się słup światła. Pat uderzył o drzewo, Miłość patrzyła nieobecnym wzrokiem na Jellala powtarzając bezgłośnie słowo „ojciec”. Jedynie Xenja stała niewzruszona na miejscu, patrząc z politowaniem na Miłość. Kiedy brokat czaru opadł można było zobaczyć Betty.
- Jak to jest możliwe?!
- Cóż tu chyba ja powinnam zabrać głos. – Odezwała się Xenja – Owa historia zaczyna się bardzo dawno temu, jeszcze przed wielką wojną. By wszystko było jasne muszę cofnąć do czasów gdy Szaleństwo miało własny kąt w Królestwie. Tak więc proszę usiądźcie lub zajmijcie wygodne miejsca to będzie długa historia. – nikt nawet się nie ruszył wszyscy stali wpatrzeni w Xenję.
- Dobrze więc, lata temu kiedy Szaleństwo, było prawowitą istotą Królestwa, przyszedł na świat Werter. Był to całkiem przystojny i dobry chłopak. Jednak w pewnym momencie jego życia poznał obecną tu Miłość. Po tym spotkaniu zapałał do niej tak ogromnym uczuciem, że nie jadł, nie spał. Umierał z miłości do Miłości. Pierwotne Uczucie, tak o tym wiecznym płomieniu mówię – powiedziała widząc minę Betty. – chciało ulitować się nad biednym losem latorośli Szaleństwa. Bo jak wszyscy dobrze wiecie Lisa nie odwzajemnia żadnych uczuć. – Pat nie poznawał Xenji zamiast miłej, ciepłej Mary, stała przednim bezlitosna wyrocznia. Kobieta kontynuowała:
- Uczucie dało Werterowi Pierwiastek, Mocny Pierwiastek Uczucia. I tak oto Werter zamiast bezcelowo tracić moc, tracił ją by uzupełnić pierwiastek. Jako, że Miłość była w to w szystko zaplątana i ona bezwiednie oddawała moc temu pierwiastkowi, każde jej sugerowanie, że to nie ma sensu umacniało pierwiastek. Po paru ciężkich dla Wertera latach w miejscu pierwiastka ujrzał małego chłopca z granatowymi włosami. W tym momencie na jedną chwilę zapomniał o Miłości i doświadczył szczęścia. Począł się opiekować swoim synem, który by nie było nie domówień był również synem Em. Całą swoją miłość przelał w syna, kochał go to dla niego żył. Na chrzcie gdzieś w Dzwoneczkowym Lesie driady nadały chłopcu imię Jellal i ogłosiły go esencją nieszczęśliwej miłości. No i tu kończy się pewna część opowieści, Werter opiekował się synem aż ten dorósł i osiadł w Pałacu.
Betty chciała coś powiedzieć, ale mara ją uciszyła ręką. Po czym kontynuowała.
- Parenaście lat przed wojną kiedy wszystkie wyrocznie wiedziały, że coś się stanie Matka Natura postanowiła zacząć ochraniać co ważniejsze miejsca w Królestwie. W tym również Serce Marzeń i Pragnień. Wzniosła wokół tego sanktuarium ciemny, mroczny las. Lecz nie był on chroniony, mary był odpowiedzialne tylko za Serce. Poprosiła tedy Jassina, anioła z Wyspy zapomnienia, by jako Sen strzegł granic Lasu. Jassin oczywiście przystał. I zamieszkał w tej oto chatce. Hodując swoje jagody. Były to czasy, kiedy jeszcze każdy mógł odwiedzać Serce. I tak oto pewnego dnia, chciał odwiedzić to miejsce Jellal. I tak zaczęła się ta znajomość. Jako młoda mara patrzyłam na tę znajomość, jak na znajomość idealną. Oni się kochali i to było piękne. Jellal po paru latach przeprowadził się z Pałacu tutaj. I razem zaczęli zastawiać pułapki i osłony w Lesie. Na parę tygodni przed Ostatnią bitwą stworzyli Jassinową Bramę. Oddali tej bramie cząstkę ich samych dlatego brama wygląda tak specyficznie. Na dzień lub dwa przed Rozstąpieniem się ziemi w ich domu pojawił się pierwiastek i tak obaj poczęli oddawać mu moc. W połowie zaklęcia narodzin Jellal wyczuł zbliżające się sidła Szeolu. Zostawił więc ukochanego i poszedł walczysz pod Sztandarem swojej matki. Jassin przed do końca dnia rzucał zaklęcie. Kiedy skończył w jego ramionach spoczywała piękna dziewczynka – Betty. W momencie gdy Jas zobaczył swą córkę, dobiegł go odgłos grzmotu. Domyślił się, że na pole bitwy wezwano Burzę. Popędził tedy do Serca oddał mi dziecko i powiedział, że idzie po swojego ukochanego. Lecz spóźnił się. Było już po bitwie, a Jellala nie było. Tracąc sens życia wsiadł do jonaszowej łodzi by udać się do Raju. Kiedy jednak znalazł się w przedsionku przypomniał sobie o córce. To właśnie wtedy wraz z Jonaszem opracowali czar Sen Strażnika. Użyli zaklęcia. Piękne, uskrzydlone ciało anioła Jassin zostawił w przedsionku Raju, a bardzo osłabiony jako półistota wrócił do Lasu. Tam zobaczył, że drzewo Jellala uschło. Tak oto wrócił do Lasu, do swojej chatki. Płakał bardzo długo, w końcu jednak oddał się w całości córce. Wybudował jej dom na skraju.
I sprawował nad nią pieczę. To mniej więcej tyle.
- Czegoś nie rozumiem – zaczął powoli Pat.
- Albo nie chcesz rozumieć – dodała niedosłyszalnie Miłość.
- To się stało po wojnie z Jellalem?
- Chyba nie ja powinnam odpowiedzieć na to pytanie. – powiedziała Xenja po czym wymownie spojrzała na Miłość.
- Chyba nie myślisz, że zrobiłam to celowo?! – wybuchła królowa
- Chyba jednak tak Em. – powiedział z żalem Jellal.
- Co się z Tobą stało J. – zapytała rodziciela Betty.
- Cóż, skoro Em nie chce mówić to Cię oświecę. Otóż Twoja babka wysłała własnego syna do Szeolu, byłem zbyt niewygodny. Cóż dla towarzystwa wysłała mnie tam z Werterem. Która oszalał. Do końca świata nie będzie mógł tego zrozumieć.
- Dlaczego Miłość zesłała Cię do Szeolu? – zapytała z niedowierzaniem Be.
- Nie mam pojęcia. – uśmiechnął się Jellal.
- A TY JESTEŚ TERAZ KRÓLOWĄ SUKO!!! – wrzasnął Pat po czym wycelował w nią kijem i zaczął zaklęcie – Przeszycie …
- Uśpij go Jassin – zawołała Xenja – Już!
- Obrzydliwej Żółci. – krzyknął Pat po czym osunął się na ziemie.
- Zaklęcie zostało rzucone. Obudź go, zasługuję, na to. Jeśli nie ze względu na ciebie to ze względu na niego.
- O czyżbyś w końcu przeczytała, czym jest zaklęcie absolutu Em.?– zapytała z niekrytą pogardą mara.
- Powiedzmy. Potrzebuje uzdrowiciela. Przyjmiesz mnie do Serca? – zapytała Miłość.
- Niech będzie. – Obudź go Jas.
Jassin niechętnie zdjął z Pustelnika urok. Od razu z końca różdżki Pata wystrzeliła szlamowata maź prosto na ręce i suknie królowej.
- Jedyną zdrajczynią w tym królestwie jesteś Ty szmato. – Powiedział, do osuwającej się na ziemię, Bezimienny. Po czym odwrócił się i chciał wejść między drzewa, kiedy czyjaś ręka spoczęła na jego ramieniu zatrzymując go w półkroku. Pat bardzo niechętnie się odwrócił zobaczył uśmiechającego się Jellala:
- Cóż teleportowaliśmy Miłość do Serca. Spokojnie Pat, chyba muszę poprosić Cię jeszcze o pomoc. Co wiesz o zaklęciu stałej bilokacji?
Pat ciężko oddychając zaczął szukać w umyśle jakiś informacji.
- Cóż to bardzo złożone zaklęcie niekiedy, jedna osoba staje się dwoma. Ale gdyby walczyły to obrażenia otrzymują obie strony. Jej Jellal to bardzo skomplikowane. Do czego Ci to?
- A myślisz, że zostawili by Królestwo w spokoju, gdyby uciekł im syn Miłości?
Pata źrenice niebezpiecznie się zwęziły.
- Chcesz powiedzieć, że cząstkę siebie zostawiłeś w Szeolu.
Jellal pokiwał twierdząco głową.
- Znaczy, że wszystko co tu usłyszysz słyszy twoja „druga połówka”.
- Jest na to jakiś sposób? Bo ja myślę że jest, ale nie znam zaklęcia.
Pat spojrzał Jellalowi w oczy.
- Dalej kochasz Jassina?
Jellal zrobił zdziwioną minę i odpowiedział
- Całym sercem.
- Można rzucić na Ciebie imienne zaklęcie. Potrzebujesz chrzestnego, bądź chrzestnej.
Jellal odwrócił się do ciągle zdezorientowanej Betty.
- Uczyniłabyś mi przyjemność i została moją chrzestną?
- Oczywiście Ojcze.
- Weź przestań, jestem Jellal. I bardzo mi miło, że w końcu mogę poznać moją córę. Podobna jesteś do tatusia.
Betty zrobiła dziwny wyraz twarzy, po czym powróciła co swojej standardowej miny. Odwróciła się do Jassina:
- Z tobą to ja się jeszcze policzę braciszku. – już chciała podejść do Jellala, kiedy jeszcze raz się odwróciła i zapytała:
- Naprawdę byłeś aniołem?
- W sumie dalej nim jestem. – Odpowiedział po czym pokazał swoje ogromne czarne skrzydła. – Oczywiście nie mogę ich używasz, bo nie mam ciała, ale nie można przestać być aniołem.
- Szaleństwo – powiedziała Betty – jestem potomkinią Miłości, Szaleństwa, i dwu typków spod ciemnej gwiazdy, wybornie. – podeszła do Pata i Jellala i nagle jakby ją oświeciło:
- Jeżeli Ty jesteś nieszczęśliwą miłością, a Jas jest snem to czym ja jestem?
-Jeszcze nie wiesz Be.? – spytał Pat. – A czym jest dla Ciebie związek z Bajoo…?
Błękitne tęczówki Betty naszły amarantem.
- Chcesz mi powiedzieć, że jestem – tu Betty nie umiała wypowiedzieć słów.
- Tak Be. Jesteś koszmarem.
Betty uśmiechnęła się od ucha do ucha i powiedziała:
- Jaki czad.
- Widać, że masz coś po Szaleństwie – powiedział do siebie Pat.
- Musimy się ustawić. Jellal stań na środku polany. Jassin Ty stań za nim i połóż dłonie na jego ramionach. Betty Ty stań przed ni tak by patrzeć mu w oczy. My z Xenją staniemy koło Ciebie. Wszyscy zrozumieli?
Wszyscy usłuchali Pata. Przed tym jednak Jassin przygotował w chatce parę krzeseł, by mogli później razem świętować, a mara wysłała wiadomość, by przybyły inne mary i niejawy. Taką sytuacją musi radować się cały Las. Kiedy między drzewami czuło się różne istoty zgromadzeni na polanie przystąpili do obrzędu. Tysiące oczu między drzewami wyłapywało każdy nawet najmniejszy ruch. Betty wyprostowana patrzyła w oczy swojego ojca. Pat pochylił się i powiedział jej coś na ucho. Be. Kiwnęła głową.
Powietrze drgało z podniecenia. Nawet drzewa zdawały się obserwować całą sytuację. Las żył jak kiedyś. I wszyscy jego mieszkańcy przybyli, by świętować nowy początek.
Betty wzięła głęboki oddech i powiedziała donośnym głosem:
- Witaj Wierności – Jellal poruszył się a na jego twarzy malowało się wzruszenie. Betty pocałowała mężczyznę w czoło. I kontynuowała:
- Nadaję ci imię Gerard.