niedziela, 16 grudnia 2012

Wróżkowy syn cz.III


- Vivenne, kto Cię uwolnił? – zapytała Anatachia.
Vienne uśmiechnęła się bezczelnie i wskazała ręką w niebo.
- Ta, która właśnie wyczarowała ten krąg.
Miłość zmęczona odwróciła się, by spojrzeć w niebo:
- Do chatki, wszyscy! JUŻ! – wrzasnęła.
Nino pomogła Adrii, w której ramionach płakał wróż. Xenja wzięła pod rękę Jassina, a Betty Jellala. Jedyną nieprzytomną osobą pozostawał Pat. Vivenne jednym ruchem zarzuciła go sobie na plecy. Kiedy wszyscy znaleźli się w domku. Jassin otworzył delikatnie oczy i mruknął:
- Furia strażnika, to jest furia strażnika. Niebezpieczeństwo. – I znów jego głowa opadła.
Miłość odwróciła się do Jellala, położyła mu rękę na piersi i bezczelnie włożyła dłoń głębiej. Wyrwała mu z serca pierwiastek. Pan wierności osunął się bez życia na ziemię. Betty chciała zareagować, jednak tajemnicza niejawa trzymała ją tak, że ta nie mogła się ruszyć.
- Co Ty robisz?! On Ci ufał suko! Patrz na mnie!!!
Miłość spojrzała na Betty bez emocji i wyszła z domu. Na zewnątrz spojrzała na krąg, który powoli się obracał. Wyciągnęła rękę z pierwiastkiem ku górze i poleciała ponad drzewa lasu.
- Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będziesz tak silna siostro. – mówiła wznosząc się coraz wyżej.
- Obudź się! Nic mu nie jest! Jellal go bronił.
Jednak wszystkie te słowa zostawały bez echa. Z kręgu począł się materializować Piorun Sprawiedliwości.
- Przecie to mnie pozbawi ciała – przeraziła się Miłość.
- Więc nie możesz się poświęcić. – Powiedział za nią głos.
Piorun zaczął pędzić w stronę kobiet. Vivenne przeleciała koło Miłości i rozłożyła ręce chcąc chronić Królową.
- Wystarczająco wiele błędów zrobiłam w życiu daj mi w końcu zginąć. – prosiła niejawa.
Miłość chciała złapać rubinowooką za rękę, kiedy jakaś ściana wody otoczyła całą jej osobę. Razem z Vivenne znalazły się w bańce wody. Grom pędził w ich stronę. Kiedy w końcu się z nimi zetknął, całą niszczycielską noc pochłonęła woda. Ogromna moc Pioruna Sprawiedliwości została wchłonięta przez wodę. Miłość i Vivenne usłyszały głos będąc w wodnym więzieniu:
- To nie jest was czas, jesteście jeszcze tu potrzebne.
Po tym wodna bańka bezpiecznie odprowadziła je na ziemię.
- Co to u lich a było? – zapytała, krztusząc się niejawa.
- Los. – powiedziała jakby z oddali Miłość. – O tym zaraz, wpierw trzeba to wszystko doprowadzić jakoś do porządku. Nie poradzę sobie z uzdrowieniem sześciu kondygnacji na raz. Jestem wyczerpana.
- „Spokojnie to się załatwi” – powiedział jakiś głos i mroźny powiew poruszył liście (liśćmi) drzew. – Bilokuj się ponownie do Fryderyka.
- Daj mi chwilę, a przybędę tam osobiście.
- „Niech będzie” – powiedział głos i ucichł.
Królowa targana wiloma uczuciami w końcu poczęła wszystko sobie w głowie układać. Zauważyła, że dalej w jej pięści znajduje się pierwiastek. Weszła tedy do domu. Nyo opiekowała się pierwiastkiem oddając mu część swej mocy, Betty przywdziała zwiewny strój i chodziła między nieprzytomymi istotami. Kiedy Miłość przekroczyła próg domu pani koszmaru odwróciła się do niej.
- Co to niby miało być?
- Spokojnie Betty, już tłumaczę. Strażnicy, co pewnie potwierdzi Twój ojciec, mają obowiązek chronić swych podopiecznych. Jednak po tym jak Szeol nas skaził prawa strażników uległy małym zmianom. Wyobraź sobie, że np. walczę z Tobą. Jassin nie byłby w stanie Cię obronić. Więc według nowego prawa jeżeli zostaniesz pokrzywdzona on może Cię pomścić. To też zrobiła Veris. Z tym, że przez teleportacje Pata między te przeklęte kręgi, Jellal również stał się obiektem zemsty. Piorun sprawiedliwości dosięgnąłby i jego. Co więcej Morgana została pokonana, więc cała kulminacja czaru skupiła się na sprawieniu bólu Jellalowi, który i tak był już wyczerpany po walce z księżną Szeolu. Mogło to się skończyć jego śmiercią, więc pozbawiłam go pierwiastka, by go uratować. – położyła dłoń na sercu syna. Jellal odetchnął.
- Niby wszystko rozumiem, jednak jest jeszcze wiele rzeczy, których pojąć nie jestem w stanie. Przede wszystkim co tu się wydarzyło?!
- Z tym pytaniem musimy poczekać, aż sami nam na nie odpowiedzą.


Simej przekroczyła granice Wyspy zapomnienia. Ubrana była jak zwykle pięknie. Szybkim krokiem zwróciła się ku wieży. Przemierzyła schody i znalazła się na szczycie. Tam też zobaczyła Fryderyka.
- Musimy się spieszyć, wiele istot jest słabych.
- Plejada – uśmiechnął się władca wyspy. – Uczynisz mi tę przyjemność? – zapytał. Po czym odwrócił się i podał rękę królowej Amarantu.
- Z przyjemnością. Poradzimy sobie? Czy czekamy na Lisę?
- Spieszmy się. Nie karzmy im dłużej cierpieć. Gotowa?
Fryderyk i Simej złapali się za ręce, ich umysł, ciało i moc były jednością. Otworzyli pełne pasji oczy i krzyknęli:
- Magia Łączna, KOJĄCA ŚNIEŻYCA!
W całym królestwie w jednej chwili zebrały się piękne, białe chmury. Już samo na nie spojrzenie dawało jakiś pokój ducha i koiło zszargane straszną potyczką nerwy. Jednak cała magia czaru przyszła chwilę później, gdy z chmur począł padać śnieg. Śnieg, który omijał wszelkie przeszkody, by otulić sobą istoty chore i słabe.


Po domku Jassina krzątało się wiele istot. Miłość głaskała po czole nieprzytomnego Jellala, Betty trzymała go za rękę. Vivienne szeptała mu do ucha zaklęcia, które uśmierzały ból. Xenja i Nyo doglądały narodzin Morgany. Musiały pilnować, by jej bardzo silny pierwiastek nie pobierał mocy od słabych. Nino miała na kolanach głowę Pata i szeptała do niego coś co brzmiało mniej więcej jak „my przeklęci”. Tesallo, która została przyzwana przez Inne niejawy właśnie opatrywała jego rękę. Anatachia leczyła Jassina, razem z Anją i Miją. Również rusałki z Lasu Marzeń i Pragnień przybyły, by pomóc, okryły swymi płatkami dziecię. Driady zaś oplotły swymi gałęziami jego matkę. Adria spała w objęciu trzech drzewnych pań. Nagle Nino strzepnęła ze swojej głowy płatek śniegu:
- Co to jest?
Lecz zamiast odpowiedzi, zobaczyła tysiące płatków śniegu, które przelatywały przez dach, jak przez sitko. Padały na chorych i roztapiały się na ich ciepłych twarzach.
Wszyscy naraz poczęli wydawać odgłosy ulgi. Śnieg uśmierzał ból i dodawał sił. Miłość wysłała wiadomość do siostry:
- Dziękuję Ci Simej.  


                Kiedy wszyscy odzyskali wystarczająco sił by się poruszać i rozmawiać. Miłość wyczarowała w domku wielki stół, po czym poprosiła wszystkich zgromadzonych na naradę. Gdy każdy wygodnie siedział na swoim miejscu zaczęły się podziękowania i nagany, debaty i rozmowy co teraz zrobić, kłótnie i kompromisy. A jednak dalej coś było nie tak. Adria siedziała przez całą rozmowę cicho tuląc do piersi syna.
- A co z nim? – zapytała w końcu?
- A co ma być? – zapytała Miłość
- No jasne, bo wszechwiedząca jeszcze nie wie. – żachnęła się Vivienne. Pat coś mruknął potwierdzająco pod nosem, po czym postanowił oświecić zebranych:
- Przed wami siedzi matka pierwszego wróża w Królestwie – wszystkie oczy spojrzały na malca, zaczęły się jakieś szepty. – Co więcej chłopiec jest półtęczowym, włada 3 kolorami.
- Rozumiem – szepnęła królowa.
- Nie zabijesz go, prawda? – zapytała błagalnym głosem wróżka.
- Ja nie mogę zabijać moja droga – tutaj dało się słyszeć szept Nino „niestety” – poza tym dlaczego miałabym to robić, mamy nową rasę w Królestwie, należy się radować, a nie smucić. Nie martw się Adrio, twój syn może na razie mieszkać w Sercu. Pozwalasz na to Xsenju?
- Oczywiście, pani.
- To mamy coś jeszcze do załatwienia? – spytał Pat – Bo szczerze mówiąc, jakoś niebardzo uśmiecha mi się, siedzieć tu z tobą dłużej, Liso.
- Siedź i milcz!
- Jak sobie życzysz, pani – rzekł z jadem Pustelnik i pozostał na swym miejscu.
- Mamy jeszcze dwie sprawy do omówienia. Vivienne i Nyo.
- Nyo?! – Pat krzyknął z niedowierzaniem.
- Tak to ja – powiedziała wróżka z granatowymi skrzydłami. Zmieniła się. Jej włosy rozjaśniły się i miały białe pasemka. Jej postura dotąd dziewczęca ustąpiła miejsce rysom kobiety. Kobiety twardej i surowej dla wrogów, i ciepłej, oddanej przyjaciołom. Emanowała z niej moc przynajmniej stokroć większa od tej, którą miała, gdy się żegnali. Jej strój również się zmienił, niegdyś skromne sukienki ustąpiły jedwabnej, fioletowej sukni wysadzanej czarnymi perłami, bardzo podkreślając jej soczyste piersi. Bose dawniej stopy, miały na sobie wysokie szpilki z czerwoną podeszwą. Była piękna, silna i nowa. – Wróciłam, ale o mnie porozmawiamy kiedy indziej. Jedyne co musisz wiedzieć, to to, że jestem teraz strażniczką Królestwa przed Doloress i posiadam w sercu esencje światła gwiazd.
- A Vivienne? – zapytała Anatachia.
- Vivienne zostanie posłana do Simej. Tam zastanowimy się co dalej.  
- Widzę, że skończyliśmy…
- Nie przerywaj mi Pat!
- W takim razie, - kontynuował Pustelnik – dziękuję, za przybycie, to był ciężki dzień. Walka plejady, nowa rasa, powrót Nyo. Szaleństwo. Niestety nie mam czasu, by zabawiać z wami dłużej. Trójka wzywa. Mam nadzieję, że z większością z was zdążę się jeszcze pożegnać osobiście. Bywajcie.
I teleportował się bez większych ceremonii. Pozostali zrobili zdziwione miny. Betty i Nyo wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Dokończyli naradę i rozeszli się. Już niedługo wszystko miało się zmienić. „Trójka wzywa”.

czwartek, 3 maja 2012

Wróżkowy syn cz.II


Niczego nie świadoma Xenja siedziała sobie w zaciszu swojego domu pod Pierwszym Pragnieniem. Otoczona chmarą marzeń wyszywała suknie z rosy. Do centrum serca nie dochodziły kłopoty życia codziennego. W pewnym momencie odłożyła robótkę i wstała, by napić się Nektaru. Kiedy podniosła dzban, by nalać sobie napoju coś złapało ją za rękę. Naczynie upadło i stłukło się, raniąc przy tym nogi królowej Serca.
- Zapomniałam już o tym, że teraz wszyscy jesteśmy ucieleśnieni. – powiedziała do siebie mara zapominając o incydencie.
- Xenja! – odezwał się jakiś głos. Kobieta odwróciła się, by dostrzec skąd dobiega głos. Niestety nie dostrzegła niczego co mogłoby ją wołać. Lekko podenerwowana, zaklęciem naprawiła dzban.
- Xenja!!! – głos był niewyraźny jakby z oddali, z zaświatów. Już poważnie zdenerwowana Xenja odwróciła się gwałtownie i krzyknęła:
- Pokaż się! Nie pozwolę Ci dotknąć Pragnienia! – ułożyła dłonie jak do ataku.
- Dość! Xenja nie używaj magii! jeszcze nie – powiedziała teraz już widoczna czarnowłosa dziewczyna.
Źrenice królowej zniknęły z przerażenia:
- Nino?! Co Ty tu robisz?
- Doskonale wiesz co tu robię. Złożyłam śluby magiczne, że nie opuszczę mego domu, chyba, że na innej niż mojej kondygnacji będzie wystarczająca siła bym się pojawiła. Ktoś tu wydziela moją esencję. Nie ma innego wytłumaczenia.
- Chyba nie myślisz, że któraś z mar jest wystarczająco silna?
Nino nie zdążyła odpowiedzieć, przez bramę prowadzącą do centrum Serca wbiegło koło 30 mar każda równie przerażona. Anja złapała królową za rękę i uklękła. Płacząc próbowała coś powiedzieć jednak tylko wskazała palcem w stronę wioski, w stronę Serca. Xenja złapała Nino i razem poszły zobaczyć co tak przeraziło strażniczki lasu. To co zastały przerosło ich najgorsze wyobrażenia. Pragnienia każdej istoty, które były w tym miejscu usychały. Parowała z nich moc. Ktoś musiał przyzywać magię roślin.
- Xenja, tu czegoś brakuje. – odezwała się Nino. – Nie byłam tu już tysiące lat, ale wydaje mi się…
- Marzenia. – Xenja osunęła się na ziemię. – Marzenia zniknęły. Ktoś o ogromnej siły pobiera energię magiczną z Marzeń i Pragnień. Musimy coś
Nie dokończyła, gdzieś z lasu doszedł głos wybuchu i szaleńczego śmiechu.
- Tam ktoś walczy.
- Morgana i Pan. – powiedziała zdyszana Anatachia, która weszła do Serca. – Wybaczcie najście, jednak już żadne czary nie chronią ani Lasu, ani Serca. Cztery pierwsze kondygnacje odczuwają tę walkę. Oni pobierają moc już czterech kondygnacji. Zaklęcie Wodospadu Mocy. Moc wylewa się z kondygnacji i idzie do nich.
- Nino musimy zawiadomić Miłość. Już! Że też akurat teraz musi być u Jupitera. – Xenja złapała Nino za rękę i objęła ją w pasie skrzyżowane dłonie podniosły w stronę nieba i krzyknęły:
- Nadzieja pokonanego!


                Daleko w górach Amarantu Andree wyszła zobaczyć co sprawia, że całe Królestwo drży. Zobaczyła jakąś tlącą się łunę nad Lasem Marzeń i Pragnień. Ciekawostką była ogromna ilość mocy, która jakby padała w tamtym miejscu. Już chciała wracać do swych codziennych obowiązków, kiedy z owej łuny wyłoniła się jakby zielona raca. Nadzieja przymrużyła oczy, by przyjrzeć się jej bliżej. Raca wyglądała na słabą, zapewne po przejściu tak wielkiej magicznej bariery jaką była ta łuna. Coś nie dawało jej jednak spokoju. Znała skądś to zielone zaklęcie. Nie zaprzątając sobie tym głowy odwróciła się, by wejść między skały do swojego domu. Jednak przed domem klęczała wyciągając do niej rękę jej współlokatorka, z którą tu zamieszkała po wojnie.
- Camill co się dzieje?
- Morgana, zabiera mi – jednak nie dokończyła osuwając się na ziemię.
- Skoro sprawy zaszły aż tu nie mogę tak siedzieć. Tylko Miłość może uspokoić Morganę. – zamknęła oczy i skupiła się, jako jedna z Trzech mogła wyczuć, gdzie jest Królowa Królestwa. – Że też musiałaś sobie akurat teraz polecieć na wyspę Jupitera. Nadzieja pokonanych!
Z Andree wydobyło się pięć zielonych kul, które wystrzeliły w stronę tej jednej, samotnej, która szybowała po niebie.
- No tak, to było to zaklęcie, tylko kto w obecnym Królestwie je zna?
                Zabrała Camill do domu i tam opatrzała swoimi kojącymi zaklęciami. Nie wiedziała, że każda wróżka w Królestwie potrzebuje teraz pomocy.


Odrzuciła rudy kosmyk i zagłębiła się dalej w lochach zamku niejaw.


                Po paru atakach już całe Królestwo wiedziało, że na pierwszym poziomie ścierają się najsilniejsze istoty plejady. Wróżki wszystkich kondygnacji opadały z sił. Na samym polu walki, żadne z zaangażowanych nie odniosło większych obrażeń. Ich czary defensywne neutralizowały ataki, tak, że cierpiały najbardziej pobliskie drzewa i jassinowa chatka.  Obydwoje walczyli z mocą większą niż ta, którą dysponowali. Jellal był rozjuszony krzywdą Jassina co dodawało mu sił, poza tym był na swoich ziemiach, których obiecał strzec, co też dawało mu przewagę. Morgana za to bezczelnie kradła moc swoim podopiecznym. Jellal wydawał się silniejszy jednak musiał chronić pobliskie istoty: nieprzytomnego Jassina, pół żywą Adrię i sparaliżowanego Pata.


                Gdzieś na samym szczycie Królestwa Miłość popijała herbatę, rozmawiając spokojnie z Jupiterem. Nagle wokół Ostatniej Wyspy wybuchło paręset zielonych fajerwerków, a z każdej wydobyło się to samo zaklęcie:
- Nadzieja pokonanych.
Było tak spotęgowane, że nawet popi słyszeli je wyraźnie.  
Miłość zakrztusiła się napojem. Wstała, podeszła na skraj wyspy i zaklęciem rozproszyła wszystkie kondygnacje. To co zobaczyła było co najmniej przerażające. Wodospad Mocy ogarnął już sześć kondygnacji. Nie żegnając się, zrobiła krok i zaczęła lecieć w stronę bitwy. W czasie lotu poczęła się bilokować. Jedną swoją część posłała do Fryderyka, drugą do popów, trzecia – właściwa leciała uspokoić syna i przyjaciółkę.


                Fryderyk czarował wyspę z Wierzy Uzdrowiciela.
- „Jeśli ta moc z zewnątrz przedostanie się do środka połowa moich podopiecznych zginie.” – pomyślał, po czym czarował dalej. Na niebie poczęło się pojawiać coś czerwonego pędzącego z ogromną szybkością w stronę Wierzy. Mistrz uzdrowicieli skupiony na obronnie wyspy nawet tego nie zauważył. Czerwony pocisk wylądował za nim, zmieniając się w niewyraźną królową.
- Fryderyk przestań. – głos Miłości był bardzo wyraźny. Sama Lisa wysunęła się przed uzdrowiciela i zatoczyła łuk ręką, z lekko zaszumiało.
- Ta tarcza powinna wystarczyć. Teraz powiedz mi co się dzieje. I jak widzi to wszystko Twoje mistrzowskie oko.
- Nie chcesz wiedzieć jak to widzę, M.
- Co to znaczy mów jaśniej.
- Ścierają się najsilniejsze osoby królestwa, Walczą jakieś pięć minut, a pół Królestwa jest w rozsypce. Oni jakimś nieznanym mi prawem dysponują łącznie dziesiątą częścią tego czym dysponujesz Ty. Jeszcze chwila, a pierwsza kondygnacja zacznie pękać i znów będziemy mieli szczelinę przez którą wejdzie Szeol, tylko, że ta która powstanie teraz będzie prawie tak wielka jak sam Szeol.
- Jakim prawem? Przecież to nie możliwe, to by znaczyło, że dysponują mocą połowy istot w Królestwie.
- No bo tak jest.
- CO?!
- Morgana skutecznie pozbawia każdej wróżki mocy.
- To Morgana tam walczy?
- Owszem, razem z Jellalem.
- To na pewno sprawka Jellala nie ufam mu w końcu był tyle czasu w Szeolu.
- Ciekawe kto go tam zesłał – Fryderyk spojrzał przeszywającym wzrokiem na królową. I nie wydaje mi się żeby tu chodziło o Jellala. Powiedział po czym podniósł rękę. Na jego twarzy nie malowało się przerażenie to było czyste niedowierzanie. W miejscu gdzie toczyła się walka powstały dwa ogromne magiczne kręgi. Sięgały Drugiej Kondygnacji Nieba. Jeden był koloru platyny, drugi indygo. – Białe Złoto.
- Doloress.


                Z pośpiechem otworzyła celę. Zobaczyła w mroku parę rubinowych oczu.
- Idź, szybko.

               
Tak jak powiedział Fryderyk, na miejscu zdarzenia pojawiły się dwa ogromne koła magiczne. Morgana i Jellal zamierzali użyć swoich najsilniejszych czarów.
- Nie dasz rady. To rozsadzi Królestwo. – zakpiła Morgana.
- Pragniesz tego, czyż nie Doloress?
- Och, więc w końcu zacząłeś nazywać mnie po imieniu.
- Ano tak, znudziło mi się już mówienie do Morgany, której tak naprawdę nie ma wśród nas. – Powiedział Jellal, po czym przyjął pozycję ataku.
- Niestety Jellal, ona cały czas tu jest – szepnęła córa Szeolu, po czym przyjęła pozycje ataku charakterystyczną dla królowej wróżek.
                Pat nie mógł się ruszyć, a wiedział, że jeśli oboje użyją swych zaklęć to skutki będą opłakane. Musiał coś zrobić. Nie mógł się ruszyć. Ale mógł czarować i trzymał amirater w ręku. Skupił się więc i czekał na odpowiedni moment. Miał tylko jedną szansę.
                Powietrze stanęło. Wodospad Mocy został dezaktywowany. Całe Królestwo wyczekiwało kolejnego ruchu.
Postacie zaczęły świecić. Czerwona kula pojawiła się na niebie. Jednak nie zdążyła na czas całe Królestwo usłyszało równoczesny krzyk:
- Klątwa Jellala.
- Przekleństwo Matki.
                Pat zamknął oczy i się teleportował. Jedyne co poczuł po teleportacji to ból, jakiego jeszcze nigdy nie zaznał. Ostatkiem sił złapał mocniej kostur i pogrążył się w umieraniu.
Z największych kręgów, jakie kiedykolwiek widziało Królestwo poczęła wypływać tak niszczycielska moc, że pół Królestwa zaczęło oswajać się z końcem.
Szaleńczy śmiech opętanej Morgany nagle ucichł. Bękitnowłosa, rubinowooka niejawa otoczyła jej szyje swym biczem. Po czym przyciągnęła ją do siebie. Doloress dusząc się jednak z uśmiechem powiedziała:
- Zaklęcie zostało aktywowane to już koniec.
- Nie wydaję mi się – powiedział znajomy głos. Miłość wznosząca się ponad zgromadzonymi klasnęła w dłonie i oba kręgi zniknęły.
Na polanę wbiegła Betty. Nie mogła zrozumieć co tu się tak właściwie dzieje. Podeszła do ojca, by zadać pytanie. Ten jednak przytulił się do niej i odpłynął. Pani koszmaru delikatnie go położyła na ziemi, gdyż w pobliżu nie było żadnych drzew. Niejawa, która więziła Doloress w ciele Matki Czarodziejki stała w cieniu ruin chatki Jassina.
Miłość widząć jak bardzo zniszczony jest las, wyciągnęła rękę i szepnęła:
- Amis.
Las prawie natychmiast się zregenerował. Również dom panów tego miejsca wrócił do poprzedniego stanu. Tajemnicza niejawa schowała się w cieniu drzew. Betty o szkarłatnych oczach omiotła jeszcze wzrokiem Pata, Jassina i jakąś wróżkę, po czym zwróciła swe pełne furii oczy w stronę związanej kobiety.
- Zbroja Euterpe – warknęła Betty.
Miłość patrzyła na tę scenę lekko zdezorientowana, gdyż ten czar oznaczał spełnienie się pewnego proroctwa. Czyżby w Królestwie znów zawitała magia Romy.
Betty miała teraz na sobie przepiękną czarną zbroję, która zdobiona była platynowym ornamentem. Nie była to zbroja defensywna, gdyż odsłaniała większość brzucha i piersi, jednak do dobijania przeciwników nadawała się doskonale. Wszystko za sprawą broni, która była przeznaczona do owej zbroi.
- Liryczna kosa. – powiedziała Betty.
Broń była przynajmniej dwa razy większa od posiadaczki. Ostrze było zdobione runami.
Betty spojrzała na Miłość, za którą szybował jakiś biały punkt. Królowa niewzruszona powiedziała oschle:
- Zabij.
Betty zrobiła zamach i przecięła ciało. Jedną częścią była głowa z ręką, drugą częścią była reszta ciała. Betty została obficie obryzgana krwią, jej alabastrowe piersi spowił szkarłatny wzorek. Z nienawiścią na twarzy splunęła na ciało. Odeszła. Zdjęła zbroję i podbiegła do bezwładnych ciał swych rodziców.
- Na trzech wielkich – jęknęła Miłość. – Dlaczego to zrobiłeś ?
Dopiero teraz zauważyła leżącego Pata. Jego ciało było popalone. Ręka, która ściskała kostur nie miała w ogóle skóry. Miłość chciała podlecieć do rannego.
- Nie zbliżaj się. Trzeba zniszczyć pierwiastek.
Była to prawda, ze znikającego ciała Morgany wzniósł się pierwiastek, okolony białą poświatą. Poświatą Doloress.
- Ja się tym zajmę – powiedziała nowoprzybyła wróżka, która jeszcze przed chwilą była białym pociskiem. Wróżka miała ogromne granatowe skrzydła, całe w białych żyłkach. Miały parę gwiazd we wzorku.
- Paląca światłość gwiazd.
Słup światłości pojawił się koło unoszącego się pierwiastka. Doloressowa powłoka powili znikała, a wszyscy obecni na polanie zaczęli odzyskiwać siły. To zaklęcie posiadało w sobie boskie światło.
Miłość teraz już bez ostrzeżenia podleciała do pierwiastka i zaczęła okalać go mocą. Wokół pierwiastka zaczęło formować się dziecko.
- Nyo – podleć tutaj. Wróżka posłusznie usłuchała. – Weź ją do chatki, tam doglądaj porodu.
Miłość musiała teraz wszystko naprawić. Musiała obmyślić jakiś plan. Na polanę weszła Xenja, Anatachia i Nino.
- Chwała niech będzie Światłości. Możecie mi pomóc, trzeba ich jakoś wesprzeć, stracili w większości ogromną część swoich mocy.
- Na Twoim miejscu jeszcze bym się tak nie cieszyła, to jeszcze nie koniec – z cienia drzew wyszła błękintnowłosa postać. Anatachia, Miłość i Jellal zrobili dziwne miny. 

środa, 29 lutego 2012

Wróżkowy syn cz.I

Parędziesiąt dni po wybyciu Nyo, Pat dalej nie miał od niej żadnego znaku. Jedyną nadzieją był fakt, że Morgana miała obowiązek poinformować go w razie jakiś problemów. Pustelnik jako opiekun mógł rościć prawo do informacji. Skoro królowa wróżek go nie niepokoiła to z Nyo było w jakimś stopniu wszystko dobrze. Myślał nawet przez dzień lub dwa, by użyć swej epistolograficznej mocy i wysłać jej list, wiedział jednak, że jeszcze nie jest na to gotowy. Ten ośrodek jego czarów był uśpiony, czym doprowadzał do szaleństwa między innymi swoją podopieczną. Miał wiele do zrobienia, powoli musiał organizować spotkania pożegnalne. Trzecia Kondygnacja Nieba przyzywała i Pat wiedział, że może nie doczekać się powrotu Nyo.
Chodząc między puszkami herbaty w chatkowej piwnicy, Pat wyczuł wzmożone czary Pustelni. Ktoś biegł w jej stronę. Bezimienny nie przejmując się zbytnio chciał sprawdzić, kto zaraz u niego zagości, by wybrać należyty smak herbaty. Jednak nie mógł wyczuć osoby, która od niego zmierzała. Znaczyło to, że Pustelnik nie znał osoby, która miała go odwiedzić. Lekko zdezorientowany, bez niegdysiejszej gościnności zaczął wspinać się na górę, po schodkach prowadzących na główny poziom chatki. Mimo nienajlepszych przeczuć, wstawił czajnik w kominku. Pustelnia reagowała coraz silniej. Oddech Pata stał się szybszy. Biegnącym, szargały silne emocje, ale był jeszcze zbyt daleko, by można było cokolwiek wyczuć. Chłopiec podszedł w stronę drzwi. Chwycił za klamkę, by wyjść do Blanki. Przekręcił ją. Strach. Patem aż zarzuciło, upadł na podlogę. Jego współodczuwanie, które przeszło również na Pustelnię wyczuło emocje osoby, która za raz miała przybyć.
Pat zaklęciem otworzył drzwi. Blanka podbiegła i pomogła mu wstać.
- Co się dzieje, czary Pustelni działają, czujesz coś? – zapytał kot
- Aż nazbyt dobrze, ktoś tu biegnie, jest przerażony. – powiedział chłopiec podnosząc się z pomocą pumy. Wyszedł na zewnątrz, chwycił amirater i czekał na przybycie tej przerażonej istoty.
Pustelnik w pewnej chwili stwierdził, że osoba, którą wyczuwa, nie wie właściwie dokąd biec. Jakby cały czas biegała koło Pustelni nie zauważając jej. Nagle coś innego przykuło uwagę uczucia. Skupił się mocniej i nagle jego oczy poszerzyły się dwukrotnie.
- Blanka, wyczujesz tę istotę? – zapytał szybko Pat
- Postaram się, myślę, że nie będzie z tym problemu wydziela bardzo dużo magicznej mocy.
- Biegnij po nią, i przyprowadź ją. Już! – krzyknął Pustelnik w dali wyczuwając inną osobę.
Blanka posłusznie zanurzyła się w mrokach rdzawego lasu. Pat spojrzał w niebo, syn Solaris i Uczucia miał dziwny metaliczny odcień, który to odcień powoli ogarniał całe niebo. Chłopiec widząc to chwycił mocno kostur obiema rękoma i wbił go w ziemię. Uklęknął i począł czarować Pustelnię, wypowiadał możliwe wszystkie krótkie formuły obronne. Wiedział, że jeśli jego przeczucia są słuszne to na niewiele zdadzą się te czary, ale musiał przynajmniej zamienić słowo z osobą, która właśnie pojawiała się między drzewami.
Ledwo żyjąca, słaniająca się na nogach, wsparta o Blankę osoba upadła parę kroków przed czarującym Bezimiennym. Pat widząc tę sytuację zostawił amirater, by sam czarował. Delikatnie puścił kostur, pierwszy raz chciał by, różdżka czarowała swoje, a on swoje. Kiedy przekonał się, że magiczny kij kontynuuje to co zaczął, podszedł do nowoprzybyłej osoby.
To co zobaczył wywołało grozę w jego sercu. Wróżka, która przed nim klęczała trzymała w swych dłoniach zawiniątko. Do którego to zawiniątka parowała jej moc. Wróżka rodziła. Pat szybko złapał wycieńczoną istotę za rękę i swoim współodczuwającym darem oddawał jej trochę swej mocy. Nie mógł oddać jej wiele, bo wiedział, że rodząca wróżka nie uciekała przypadkiem.
- To syn. – szepnęła niedosłyszalnie. Pat usłyszał to zdanie tylko dzięki telepatii.
- Ciii… - uspokajał ją Pustelnik – wszystko będzie dobrze, Morgana nie powinna nic mu zrobić.
Wróżka załkała głośno i wtuliła się w zielony materiał płaszcza:
- Skrzydła – uścisnęła rękę Chłopca.
Pat nie mogąc skupić się na wspomaganiu rodzącej, bronieniu Pustelni i zrozumieniu wróżki jednocześnie tylko odwzajemnił uścisk. Nagle Pustelnia zadrżała, wroga magia bombardowała ją od zewnątrz. Była to tak ogromna moc, że Pat przeraził się nie na żarty. Pociągnął wróżkę na ławkę między Rozalię i Cezareę.
- Chrońcie jej, oddawajcie jej moc. Ona zginie jeśli jej nie pomożemy. Nie można używać magii przy porodzie, a ona chyba stoczyła walkęi zdążyła się tu teleportować to cud, że jeszcze żyje.
Pat jednym ruchem wyrwał kostur i wycelował go przed siebie.
- Platynowa plejada. – z kostura zaczęła wypływać pajęczyna białego złota, które tworzyło kopułę wokół Patowych ziem.
- Oddaj ją, pókim dobra. – znikąd pojawił się zdeformowany głos.
- Nigdy kochanie. Musiałabyś mnie zabić, żebym to zrobił. A tego chyba byś nie chciała, oj Miłość byłaby zła.
- Z przyjemnością Cię zabiję, a później tego bękarta, to brudne nienaturalne dziecko.
Pat usłyszał za sobą szloch. Odwrócił wzrok i zobaczył płaczącą skuloną wróżkę, oplecioną liśćmi rusałek. Rytuał narodzin dobiegał końca. Już chciał odetchnąć z ulgą, gdy Pustelnią ponownie zatrzęsło, a przed nim poczęła materializować się postać. Czary obronne jej to wybitnie utrudniały, ale mimo wszystko przedarła się przez nie i próbowała się w pełni ukazać. Pat widząc, że każdej chwili Morgana może pokonać jego bariery podbiegł do wróżki i złapał ją z rękę i pociągnął. Wróżka wstała. Pat wycelował kostur w miejsce jak najdalej pojawiającej się Morgany i wypowiedział słowa:
- Brama zaufania. – w miejscu gdzie celował pojawiło się jakby lustro, jednak zamiast odbicia zobaczył w nim ciemny las. Pociągnął wróżkę i pobiegł w stronę portalu. – Blanka nie walcz z nią! Uciekaj! – powiedział na pożegnanie.
Kiedy wskoczył w przejście ogarnęła go fala przyjemnego chłodu. W ułamku sekundy był już w Lesie Marzeń i Pragnień. Pomógł wróżce wspiąć się na jego ramię i powoli zaczął podążać w kierunku jassinowej chatki.
- Możesz mówić ? – zapytał z trosk w głosie.
- Mogę. – powiedziała łamiącym się głosem – Nazywam się Adria. A oto mój syn – wskazała na zawiniątko. – Pierwszy w Królestwie wróż.
- Słucham?! – Pat aż przystanął – chcesz powiedzieć, że Twój syn jeszcze przed narodzinami dostał skrzydła?
- Owszem, przybyły wraz z pierwiastkiem. Morgana wyczuła, że coś się nie zgadza i przybyła doglądać porodu. – tu westchnęła wyraźnie zmęczona. – kiedy zauważyła, że wokół pierwiastka materializuje się chłopiec chciała od razu zniszczyć pierwiastek. W akcie ostatecznej desperacji rzuciłam jej pyłem w twarz i przybyłam do Ciebie. Odkąd postawiłeś się w sprawie Nyo, twoja reputacja wśród wróżek znacznie wzrosła. Większość z nas widzi, że z królową dzieję się coś niedobrego, jednak listy do Miłość pozostają bez odzewu. Gdzie my właściwie jesteśmy?
- W lesie Betty.
- Hmm… przecież jej nieprzychylność wobec wróżek jest ogólnie znana na Pierwszej Kondygnacji.
- E tam, hiperbolizują. Może B. nie jest waszą fanką, ale nie jest aż taka zła.
- Więc to nieprawda, że do jej drzwi są przybite wróżkowe skrzydła?
Pat zaśmiał się głośno, na co zareagowało zawiniątko w rękach wróżki. Chłopiec poruszył się odkrywając jedwabny szal, którym był okryty. Bezimienny spojrzał na malca i znieruchomiał.
- Co się stało? – zapytała zaniepokojona Adria.
- On włada trzema kolorami, czuję to. Jest pół tęczowym. Ale nieważne zaraz o tym porozmawiamy, wpierw trzeba porozmawiać z panami lasu. To już niedaleko. Musimy obmyśleć jakąś strategię.
- Jakąż znowu strategię, co Bezimienny? – zakpił pełen lodu głos.
Pat podniósł oczy , byli na polanie przed chatką Jassina. Na środku stała Morgana z rękoma na piersi. Sytuacja co najmniej nie była kolorowa.
- Skoro jest tęczowym to teraz oficjalnie mogę go zabić. – uśmiechnęła się Królowa Wróżek.
- Tknij go tylko! – warknęła Adria, po czym krzyknęła z bólu. Morgana zręcznym zaklęciem niewerbalnym rzuciła nią o pobliskie drzewo.
- Sacrum! – krzyknął Pat. Wokół zemdlonej kobiety powstała tarcza. – Skoro ona naprawdę go kocha to nie masz szans z tym zaklęciem, jest ono napędzane jej miłością i chęcią chronienia. A teraz w końcu zajmij się kimś innym, niż słabszymi na wpół żywymi wróżkami. Bądź choć trochę odważna. Czyżbyś się ba… - nie zdążył dokończyć, gdyż koło ucha przeleciało mu zaklęcie.
- Skoro jesteś w plejadzie, to nie muszę się wstrzymywać, to może być nawet ciekawe doświadczenie. Srebrna plaga! – rój srebrnych owadów pomknął w stronę Królowej, ta jednak tylko podniosła rękę, a wszystkie zniknęły w świetlistej mgiełce.
- Coś mi się wydaję, ze nie pokonasz mnie tymi swoimi kolorowymi sztuczkami. Królewska panorama. - Pat dostał oczopląsu, nie wiedział gdzie jest, wszystko mieniło się zlotem. Jednak zamknął oczy i skupił się na tym co widzi. Zauważył, że widzi oczyma Morgany w jakiś zdeformowany sposób. Ponownie zamknął oczy i próbował zapłakać. Nie udało mu się. Wiedział, że musi sie pospieszyć, bo za raz zbuntowana Królowa rzuci decydujący czar. Skupił więc się na odczuciach Adrii, która leżała gdzieś obok. Jej emocje owładnęły jego duszą, a jako współodczuwający czuł je tak samo jeśli nie bardziej. Po jego policzku popłynęła łza, napędzana strachem i rozczarowaniem. Ta łza pokonała zły urok i pozwoliła Patowi patrzeć z powrotem w normalny sposób.
Tęczowy chłopiec wziął głęboki wdech, jego oczy zaczęły świecić, a z pobliskich drzew zaczęła parować magia. Pat szybkim ruchem chwycił kostur i krzyknął:
- Tęczowy deszcz meteorytów. - Połączył swoją magię - ogień uczucia i magia tęczy tęczowych ludzi. Niestety Margana tylko na to czekała. złączyła swe palce tak, że utworzyły trójkąt i krzyknęła:
- Gwiezdny pryzmat. - Pat zobaczył tylko jak cała moc jego czaru kumuluje się między palcami Morgany. Chwilę później leżał nieprzytomny na ziemi.
Kiedy się ocknął sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.
Jassin stał naprzeciw Matki Czarodziejki z miną, która przeraziła by nie jedną niejawę z Szeolu.
- Posuń się. – warknęła Morgana – oni należą do mnie.
- Nikt tu nie należy do Ciebie! – krzyknął strażnik lasu. – Ta ziemia jest święta i każdy ma prawo tu przebywać, czy Ci się to podoba, czy nie. Nie pozwolę Ci ich tknąć, nawet jeśli przypłacę to podróżą do Raju. A pragnę zauważyć, że moi najbliżsi by tego tak nie zostawili.
Morgana zamiast odpowiedzieć klasnęła w dłonie i powiedziała:
- Złote runo! – w ziemia i wszystko co się wokół niej znajdowało poczęło się złocić, i szło w stronę Jassina – za raz przestaniesz mi się sprzeciwiać i zrozumiesz czymś jest zadarcie z kimś kto widnieje na kartach Plejady.
- Czyżbyś zapomniała, że dzielę życie z Jellalem ?! – przyjął pozycją obronną i wybuchnął. – Rozkosz ciężkich powiek! – przeciwniczka wytrzeszczała oczy, przed nią stało koło piętnastu Jassinów, wszyscy tak samo przerażający, w pozycji gotowej do ataku.
- Myślisz, że dam się nabrać, na Twoje nudne iluzje?! – złote liście były już niebezpiecznie blisko opiekuna Betty. – Wielebne skrzydło wróżki! – magiczna moc władczyni wróżek skrystalizowała się i zaczęła pędzić w kierunku Jassinów. Paru zrobiło unik, jednak większość została pocięta przez zaklęcie. Jassin zawahał się przez chwilę, ale od razu podjął odzew:
- Klatka senności! – pod stopami Morgany pojawił się magiczny krąg, z którego począł się wydobywać gaz. Wokół Czarodziejki powstała jakby mglista bariera.
W tym momencie Pat leżący za Jassinem ocknął się, wyciągnął rękę do anioła, lecz ten nie mógł tego zauważyć. Przez twarz strażnika lasu przemkną uśmiech, który od razu zniknął, bo bariera zaczęła znikać, a Morgana wychodziła z niej bez szwanku. Pat sobaczył zbliżające się do anioła złoto. Położył wtedy rękę na ziemi, wyczarował magiczny krąg pod Jassinem i rzucił zaklęcie:
- Pepoq! – nie miał pojęcia skąd zna to zaklęcie, ale wiedział, ze musi go teraz użyć. Tęczowa tarcza chroniła Jassina przed złowrogim złotem, ale też zdradzała pozycje jego właściwego ciała.
Anioł nie odwracając się kiwnął w podziękowaniu głową. Morgana z niepisaną furią na twarzy poczęła przyzywać całą swą moc. Pat z przerażeniem patrzył, jak ziemia zaczyna parować mocą. Morgana rozwarła ramiona i zanim Jas zdążył zareagować rzuciła parę zaklęć. Zwróciła prawą rękę w stronę strażnika krzycząc:
- Geneza zmęczenia! – Jassin lekko zachwiał się na nogach, ale nie zdążył upaść, bo ugodziło w niego drugie zaklęcie – Tchnienie słabości! – ponownie krzyknęła Czarodziejka. Jassin upadł na kolana, a Morgana wycelowała w niego dłonie i krzyknęła – Róg zwycięzcy!
Jassin wyglądał jakby opuściły go wszystkie siły, podniósł trzęsącą się rękę w stronę dziecka Solaris i szepnął:
- Jellal, Betty. Wybaczcie.
- A teraz pożegnaj się ze swoją tanią imitacją życia, za chwilę wrócisz do swego ciała Jas. Lament pokonanego! – światło klątwy oślepiło nawet Pata, który miał zamknięte oczy.
Morgana zaniosła się śmiechem i powiedziała:
- No to teraz mogę się zająć moją niesłuszną poddaną.
- Nie wydaję mi się. – odpowiedział lodowaty głos. Mgła po czarze powoli opadała, a w miejscu, gdzie leżał Jassin stała inna postać, a jej oczy lśniły w mrokach lasu. – To było głupie Morgana. Po pierwsze podniosłaś rękę na strażnika lasu tego nie podaruje CI nawet Miłość, po drugie podniosłaś rękę na mojego kochanka, a tego nie daruję Ci ja. Po za tym wypadałoby walczyć z kimś na podobnym poziomie, a nie walczyć z kimś kto jest znacznie słabszy od Ciebie! Oni we dwójkę nie mają takiej siły by stawić Ci czoła. Wierna obrona kochanka! Przyzywam pierścień wierności! Skończę z Tobą wieczna amnezjo! Mroczna Pasja! – Jellal zaczął rzucać zaklęciami jak oszalały. Kręgi, które pojawiały się z każdej strony niosły za sobą każde inne zmartwienie. Ziemia poczęła pulsować. Dwie osoby z plejady zaczęły walczyć, to nie mogło się dobrze skończyć.