Niczego nie świadoma Xenja
siedziała sobie w zaciszu swojego domu pod Pierwszym Pragnieniem. Otoczona
chmarą marzeń wyszywała suknie z rosy. Do centrum serca nie dochodziły kłopoty
życia codziennego. W pewnym momencie odłożyła robótkę i wstała, by napić się
Nektaru. Kiedy podniosła dzban, by nalać sobie napoju coś złapało ją za rękę.
Naczynie upadło i stłukło się, raniąc przy tym nogi królowej Serca.
- Zapomniałam już o tym, że teraz
wszyscy jesteśmy ucieleśnieni. – powiedziała do siebie mara zapominając o
incydencie.
- Xenja! – odezwał się jakiś
głos. Kobieta odwróciła się, by dostrzec skąd dobiega głos. Niestety nie
dostrzegła niczego co mogłoby ją wołać. Lekko podenerwowana, zaklęciem
naprawiła dzban.
- Xenja!!! – głos był niewyraźny
jakby z oddali, z zaświatów. Już poważnie zdenerwowana Xenja odwróciła się
gwałtownie i krzyknęła:
- Pokaż się! Nie pozwolę Ci
dotknąć Pragnienia! – ułożyła dłonie jak do ataku.
- Dość! Xenja nie używaj magii!
jeszcze nie – powiedziała teraz już widoczna czarnowłosa dziewczyna.
Źrenice królowej zniknęły z
przerażenia:
- Nino?! Co Ty tu robisz?
- Doskonale wiesz co tu robię.
Złożyłam śluby magiczne, że nie opuszczę mego domu, chyba, że na innej niż
mojej kondygnacji będzie wystarczająca siła bym się pojawiła. Ktoś tu wydziela
moją esencję. Nie ma innego wytłumaczenia.
- Chyba nie myślisz, że któraś z
mar jest wystarczająco silna?
Nino nie zdążyła odpowiedzieć,
przez bramę prowadzącą do centrum Serca wbiegło koło 30 mar każda równie
przerażona. Anja złapała królową za rękę i uklękła. Płacząc próbowała coś
powiedzieć jednak tylko wskazała palcem w stronę wioski, w stronę Serca. Xenja
złapała Nino i razem poszły zobaczyć co tak przeraziło strażniczki lasu. To co
zastały przerosło ich najgorsze wyobrażenia. Pragnienia każdej istoty, które
były w tym miejscu usychały. Parowała z nich moc. Ktoś musiał przyzywać magię
roślin.
- Xenja, tu czegoś brakuje. –
odezwała się Nino. – Nie byłam tu już tysiące lat, ale wydaje mi się…
- Marzenia. – Xenja osunęła się
na ziemię. – Marzenia zniknęły. Ktoś o ogromnej siły pobiera energię magiczną z
Marzeń i Pragnień. Musimy coś
Nie dokończyła, gdzieś z lasu
doszedł głos wybuchu i szaleńczego śmiechu.
- Tam ktoś walczy.
- Morgana i Pan. – powiedziała
zdyszana Anatachia, która weszła do Serca. – Wybaczcie najście, jednak już
żadne czary nie chronią ani Lasu, ani Serca. Cztery pierwsze kondygnacje
odczuwają tę walkę. Oni pobierają moc już czterech kondygnacji. Zaklęcie
Wodospadu Mocy. Moc wylewa się z kondygnacji i idzie do nich.
- Nino musimy zawiadomić Miłość.
Już! Że też akurat teraz musi być u Jupitera. – Xenja złapała Nino za rękę i
objęła ją w pasie skrzyżowane dłonie podniosły w stronę nieba i krzyknęły:
-
Nadzieja pokonanego!
Daleko
w górach Amarantu Andree wyszła zobaczyć co sprawia, że całe Królestwo drży.
Zobaczyła jakąś tlącą się łunę nad Lasem Marzeń i Pragnień. Ciekawostką była
ogromna ilość mocy, która jakby padała w tamtym miejscu. Już chciała wracać do
swych codziennych obowiązków, kiedy z owej łuny wyłoniła się jakby zielona
raca. Nadzieja przymrużyła oczy, by przyjrzeć się jej bliżej. Raca wyglądała na
słabą, zapewne po przejściu tak wielkiej magicznej bariery jaką była ta łuna. Coś
nie dawało jej jednak spokoju. Znała skądś to zielone zaklęcie. Nie zaprzątając
sobie tym głowy odwróciła się, by wejść między skały do swojego domu. Jednak
przed domem klęczała wyciągając do niej rękę jej współlokatorka, z którą tu
zamieszkała po wojnie.
- Camill co się dzieje?
- Morgana, zabiera mi – jednak
nie dokończyła osuwając się na ziemię.
- Skoro sprawy zaszły aż tu nie
mogę tak siedzieć. Tylko Miłość może uspokoić Morganę. – zamknęła oczy i
skupiła się, jako jedna z Trzech mogła wyczuć, gdzie jest Królowa Królestwa. –
Że też musiałaś sobie akurat teraz polecieć na wyspę Jupitera. Nadzieja
pokonanych!
Z Andree wydobyło się pięć
zielonych kul, które wystrzeliły w stronę tej jednej, samotnej, która szybowała
po niebie.
- No tak, to było to zaklęcie,
tylko kto w obecnym Królestwie je zna?
Zabrała Camill do domu i tam
opatrzała swoimi kojącymi zaklęciami. Nie wiedziała, że każda wróżka w
Królestwie potrzebuje teraz pomocy.
Odrzuciła rudy kosmyk i zagłębiła
się dalej w lochach zamku niejaw.
Po
paru atakach już całe Królestwo wiedziało, że na pierwszym poziomie ścierają
się najsilniejsze istoty plejady. Wróżki wszystkich kondygnacji opadały z sił.
Na samym polu walki, żadne z zaangażowanych nie odniosło większych obrażeń. Ich
czary defensywne neutralizowały ataki, tak, że cierpiały najbardziej pobliskie
drzewa i jassinowa chatka. Obydwoje
walczyli z mocą większą niż ta, którą dysponowali. Jellal był rozjuszony
krzywdą Jassina co dodawało mu sił, poza tym był na swoich ziemiach, których
obiecał strzec, co też dawało mu przewagę. Morgana za to bezczelnie kradła moc
swoim podopiecznym. Jellal wydawał się silniejszy jednak musiał chronić
pobliskie istoty: nieprzytomnego Jassina, pół żywą Adrię i sparaliżowanego
Pata.
Gdzieś
na samym szczycie Królestwa Miłość popijała herbatę, rozmawiając spokojnie z
Jupiterem. Nagle wokół Ostatniej Wyspy wybuchło paręset zielonych fajerwerków,
a z każdej wydobyło się to samo zaklęcie:
- Nadzieja pokonanych.
Było tak spotęgowane, że nawet
popi słyszeli je wyraźnie.
Miłość zakrztusiła się napojem.
Wstała, podeszła na skraj wyspy i zaklęciem rozproszyła wszystkie kondygnacje.
To co zobaczyła było co najmniej przerażające. Wodospad Mocy ogarnął już sześć
kondygnacji. Nie żegnając się, zrobiła krok i zaczęła lecieć w stronę bitwy. W
czasie lotu poczęła się bilokować. Jedną swoją część posłała do Fryderyka,
drugą do popów, trzecia – właściwa leciała uspokoić syna i przyjaciółkę.
Fryderyk
czarował wyspę z Wierzy Uzdrowiciela.
- „Jeśli ta moc z zewnątrz
przedostanie się do środka połowa moich podopiecznych zginie.” – pomyślał, po
czym czarował dalej. Na niebie poczęło się pojawiać coś czerwonego pędzącego z ogromną
szybkością w stronę Wierzy. Mistrz uzdrowicieli skupiony na obronnie wyspy
nawet tego nie zauważył. Czerwony pocisk wylądował za nim, zmieniając się w niewyraźną
królową.
- Fryderyk przestań. – głos Miłości
był bardzo wyraźny. Sama Lisa wysunęła się przed uzdrowiciela i zatoczyła łuk
ręką, z lekko zaszumiało.
- Ta tarcza powinna wystarczyć. Teraz
powiedz mi co się dzieje. I jak widzi to wszystko Twoje mistrzowskie oko.
- Nie chcesz wiedzieć jak to
widzę, M.
- Co to znaczy mów jaśniej.
- Ścierają się najsilniejsze
osoby królestwa, Walczą jakieś pięć minut, a pół Królestwa jest w rozsypce. Oni
jakimś nieznanym mi prawem dysponują łącznie dziesiątą częścią tego czym
dysponujesz Ty. Jeszcze chwila, a pierwsza kondygnacja zacznie pękać i znów
będziemy mieli szczelinę przez którą wejdzie Szeol, tylko, że ta która
powstanie teraz będzie prawie tak wielka jak sam Szeol.
- Jakim prawem? Przecież to nie
możliwe, to by znaczyło, że dysponują mocą połowy istot w Królestwie.
- No bo tak jest.
- CO?!
- Morgana skutecznie pozbawia
każdej wróżki mocy.
- To Morgana tam walczy?
- Owszem, razem z Jellalem.
- To na pewno sprawka Jellala nie
ufam mu w końcu był tyle czasu w Szeolu.
- Ciekawe kto go tam zesłał –
Fryderyk spojrzał przeszywającym wzrokiem na królową. I nie wydaje mi się żeby
tu chodziło o Jellala. Powiedział po czym podniósł rękę. Na jego twarzy nie
malowało się przerażenie to było czyste niedowierzanie. W miejscu gdzie toczyła
się walka powstały dwa ogromne magiczne kręgi. Sięgały Drugiej Kondygnacji
Nieba. Jeden był koloru platyny, drugi indygo. – Białe Złoto.
- Doloress.
Z
pośpiechem otworzyła celę. Zobaczyła w mroku parę rubinowych oczu.
- Idź, szybko.
Tak jak
powiedział Fryderyk, na miejscu zdarzenia pojawiły się dwa ogromne koła
magiczne. Morgana i Jellal zamierzali użyć swoich najsilniejszych czarów.
- Nie dasz rady. To rozsadzi
Królestwo. – zakpiła Morgana.
- Pragniesz tego, czyż nie
Doloress?
- Och, więc w końcu zacząłeś nazywać
mnie po imieniu.
- Ano tak, znudziło mi się już
mówienie do Morgany, której tak naprawdę nie ma wśród nas. – Powiedział Jellal,
po czym przyjął pozycję ataku.
- Niestety Jellal, ona cały czas
tu jest – szepnęła córa Szeolu, po czym przyjęła pozycje ataku
charakterystyczną dla królowej wróżek.
Pat
nie mógł się ruszyć, a wiedział, że jeśli oboje użyją swych zaklęć to skutki
będą opłakane. Musiał coś zrobić. Nie mógł się ruszyć. Ale mógł czarować i trzymał
amirater w ręku. Skupił się więc i czekał na odpowiedni moment. Miał tylko
jedną szansę.
Powietrze
stanęło. Wodospad Mocy został dezaktywowany. Całe Królestwo wyczekiwało
kolejnego ruchu.
Postacie zaczęły świecić. Czerwona
kula pojawiła się na niebie. Jednak nie zdążyła na czas całe Królestwo
usłyszało równoczesny krzyk:
- Klątwa Jellala.
- Przekleństwo Matki.
Pat
zamknął oczy i się teleportował. Jedyne co poczuł po teleportacji to ból,
jakiego jeszcze nigdy nie zaznał. Ostatkiem sił złapał mocniej kostur i pogrążył
się w umieraniu.
Z największych kręgów, jakie
kiedykolwiek widziało Królestwo poczęła wypływać tak niszczycielska moc, że pół
Królestwa zaczęło oswajać się z końcem.
Szaleńczy śmiech opętanej Morgany
nagle ucichł. Bękitnowłosa, rubinowooka niejawa otoczyła jej szyje swym biczem.
Po czym przyciągnęła ją do siebie. Doloress dusząc się jednak z uśmiechem powiedziała:
- Zaklęcie zostało aktywowane to
już koniec.
- Nie wydaję mi się – powiedział znajomy
głos. Miłość wznosząca się ponad zgromadzonymi klasnęła w dłonie i oba kręgi
zniknęły.
Na polanę wbiegła Betty. Nie
mogła zrozumieć co tu się tak właściwie dzieje. Podeszła do ojca, by zadać
pytanie. Ten jednak przytulił się do niej i odpłynął. Pani koszmaru delikatnie
go położyła na ziemi, gdyż w pobliżu nie było żadnych drzew. Niejawa, która
więziła Doloress w ciele Matki Czarodziejki stała w cieniu ruin chatki Jassina.
Miłość widząć jak bardzo
zniszczony jest las, wyciągnęła rękę i szepnęła:
- Amis.
Las prawie natychmiast się
zregenerował. Również dom panów tego miejsca wrócił do poprzedniego stanu. Tajemnicza
niejawa schowała się w cieniu drzew. Betty o szkarłatnych oczach omiotła
jeszcze wzrokiem Pata, Jassina i jakąś wróżkę, po czym zwróciła swe pełne furii
oczy w stronę związanej kobiety.
- Zbroja Euterpe – warknęła Betty.
Miłość patrzyła na tę scenę lekko
zdezorientowana, gdyż ten czar oznaczał spełnienie się pewnego proroctwa.
Czyżby w Królestwie znów zawitała magia Romy.
Betty miała teraz na sobie przepiękną
czarną zbroję, która zdobiona była platynowym ornamentem. Nie była to zbroja
defensywna, gdyż odsłaniała większość brzucha i piersi, jednak do dobijania
przeciwników nadawała się doskonale. Wszystko za sprawą broni, która była
przeznaczona do owej zbroi.
- Liryczna kosa. – powiedziała Betty.
Broń była przynajmniej dwa razy
większa od posiadaczki. Ostrze było zdobione runami.
Betty spojrzała na Miłość, za
którą szybował jakiś biały punkt. Królowa niewzruszona powiedziała oschle:
- Zabij.
Betty zrobiła zamach i przecięła
ciało. Jedną częścią była głowa z ręką, drugą częścią była reszta ciała. Betty
została obficie obryzgana krwią, jej alabastrowe piersi spowił szkarłatny
wzorek. Z nienawiścią na twarzy splunęła na ciało. Odeszła. Zdjęła zbroję i
podbiegła do bezwładnych ciał swych rodziców.
- Na trzech wielkich – jęknęła Miłość.
– Dlaczego to zrobiłeś ?
Dopiero teraz zauważyła leżącego
Pata. Jego ciało było popalone. Ręka, która ściskała kostur nie miała w ogóle
skóry. Miłość chciała podlecieć do rannego.
- Nie zbliżaj się. Trzeba
zniszczyć pierwiastek.
Była to prawda, ze znikającego
ciała Morgany wzniósł się pierwiastek, okolony białą poświatą. Poświatą
Doloress.
- Ja się tym zajmę – powiedziała
nowoprzybyła wróżka, która jeszcze przed chwilą była białym pociskiem. Wróżka
miała ogromne granatowe skrzydła, całe w białych żyłkach. Miały parę gwiazd we
wzorku.
- Paląca światłość gwiazd.
Słup światłości pojawił się koło
unoszącego się pierwiastka. Doloressowa powłoka powili znikała, a wszyscy
obecni na polanie zaczęli odzyskiwać siły. To zaklęcie posiadało w sobie boskie
światło.
Miłość teraz już bez ostrzeżenia podleciała
do pierwiastka i zaczęła okalać go mocą. Wokół pierwiastka zaczęło formować się
dziecko.
- Nyo – podleć tutaj. Wróżka
posłusznie usłuchała. – Weź ją do chatki, tam doglądaj porodu.
Miłość musiała teraz wszystko
naprawić. Musiała obmyślić jakiś plan. Na polanę weszła Xenja, Anatachia i
Nino.
- Chwała niech będzie Światłości.
Możecie mi pomóc, trzeba ich jakoś wesprzeć, stracili w większości ogromną
część swoich mocy.
- Na Twoim miejscu jeszcze bym
się tak nie cieszyła, to jeszcze nie koniec – z cienia drzew wyszła błękintnowłosa
postać. Anatachia, Miłość i Jellal zrobili dziwne miny.
Szkarłatne oczy, powiadasz? No, to musiało przebosko wyglądać, chyba zmienię stylówę. BARDZO podobała mi się wizja pęknięcia Pierwszej Kondygnacji, do tego spowodowana przez mojego starego (jak to dziwnie brzmi... czemuż on musi być moim ojcem?!). Ewidentnie zbroja musi być dość wydowiskowa. Jak tak o tym myślę, to ta cała sytuacja jest całkiem dobrym punktem wyjścia dla mojej twórczości... Muahaha... Pisz, błagam Cię. Skoro już jest takie miłe zebranie, krew tryska na prawo i lewo, to trzeba to jak najszybciej opisać. Jak tak teraz o tym myślę, to rozcięcie na pół osoby, która zrobiła krzywdę Jassinowi, Jellalowi i Tobie,jest trochę za mało sadystyczne, jak na moje standardy. Następnym razem bardziej się pobawię. Muszę w końcu pokazać, dlaczego jestem Koszmarem, nie?
OdpowiedzUsuńKoniec moich egocentrycznych wywodów. Pozdro od N.
A tak w ogóle, to ciekawe co się urodzi *O*
OdpowiedzUsuń