czwartek, 3 maja 2012

Wróżkowy syn cz.II


Niczego nie świadoma Xenja siedziała sobie w zaciszu swojego domu pod Pierwszym Pragnieniem. Otoczona chmarą marzeń wyszywała suknie z rosy. Do centrum serca nie dochodziły kłopoty życia codziennego. W pewnym momencie odłożyła robótkę i wstała, by napić się Nektaru. Kiedy podniosła dzban, by nalać sobie napoju coś złapało ją za rękę. Naczynie upadło i stłukło się, raniąc przy tym nogi królowej Serca.
- Zapomniałam już o tym, że teraz wszyscy jesteśmy ucieleśnieni. – powiedziała do siebie mara zapominając o incydencie.
- Xenja! – odezwał się jakiś głos. Kobieta odwróciła się, by dostrzec skąd dobiega głos. Niestety nie dostrzegła niczego co mogłoby ją wołać. Lekko podenerwowana, zaklęciem naprawiła dzban.
- Xenja!!! – głos był niewyraźny jakby z oddali, z zaświatów. Już poważnie zdenerwowana Xenja odwróciła się gwałtownie i krzyknęła:
- Pokaż się! Nie pozwolę Ci dotknąć Pragnienia! – ułożyła dłonie jak do ataku.
- Dość! Xenja nie używaj magii! jeszcze nie – powiedziała teraz już widoczna czarnowłosa dziewczyna.
Źrenice królowej zniknęły z przerażenia:
- Nino?! Co Ty tu robisz?
- Doskonale wiesz co tu robię. Złożyłam śluby magiczne, że nie opuszczę mego domu, chyba, że na innej niż mojej kondygnacji będzie wystarczająca siła bym się pojawiła. Ktoś tu wydziela moją esencję. Nie ma innego wytłumaczenia.
- Chyba nie myślisz, że któraś z mar jest wystarczająco silna?
Nino nie zdążyła odpowiedzieć, przez bramę prowadzącą do centrum Serca wbiegło koło 30 mar każda równie przerażona. Anja złapała królową za rękę i uklękła. Płacząc próbowała coś powiedzieć jednak tylko wskazała palcem w stronę wioski, w stronę Serca. Xenja złapała Nino i razem poszły zobaczyć co tak przeraziło strażniczki lasu. To co zastały przerosło ich najgorsze wyobrażenia. Pragnienia każdej istoty, które były w tym miejscu usychały. Parowała z nich moc. Ktoś musiał przyzywać magię roślin.
- Xenja, tu czegoś brakuje. – odezwała się Nino. – Nie byłam tu już tysiące lat, ale wydaje mi się…
- Marzenia. – Xenja osunęła się na ziemię. – Marzenia zniknęły. Ktoś o ogromnej siły pobiera energię magiczną z Marzeń i Pragnień. Musimy coś
Nie dokończyła, gdzieś z lasu doszedł głos wybuchu i szaleńczego śmiechu.
- Tam ktoś walczy.
- Morgana i Pan. – powiedziała zdyszana Anatachia, która weszła do Serca. – Wybaczcie najście, jednak już żadne czary nie chronią ani Lasu, ani Serca. Cztery pierwsze kondygnacje odczuwają tę walkę. Oni pobierają moc już czterech kondygnacji. Zaklęcie Wodospadu Mocy. Moc wylewa się z kondygnacji i idzie do nich.
- Nino musimy zawiadomić Miłość. Już! Że też akurat teraz musi być u Jupitera. – Xenja złapała Nino za rękę i objęła ją w pasie skrzyżowane dłonie podniosły w stronę nieba i krzyknęły:
- Nadzieja pokonanego!


                Daleko w górach Amarantu Andree wyszła zobaczyć co sprawia, że całe Królestwo drży. Zobaczyła jakąś tlącą się łunę nad Lasem Marzeń i Pragnień. Ciekawostką była ogromna ilość mocy, która jakby padała w tamtym miejscu. Już chciała wracać do swych codziennych obowiązków, kiedy z owej łuny wyłoniła się jakby zielona raca. Nadzieja przymrużyła oczy, by przyjrzeć się jej bliżej. Raca wyglądała na słabą, zapewne po przejściu tak wielkiej magicznej bariery jaką była ta łuna. Coś nie dawało jej jednak spokoju. Znała skądś to zielone zaklęcie. Nie zaprzątając sobie tym głowy odwróciła się, by wejść między skały do swojego domu. Jednak przed domem klęczała wyciągając do niej rękę jej współlokatorka, z którą tu zamieszkała po wojnie.
- Camill co się dzieje?
- Morgana, zabiera mi – jednak nie dokończyła osuwając się na ziemię.
- Skoro sprawy zaszły aż tu nie mogę tak siedzieć. Tylko Miłość może uspokoić Morganę. – zamknęła oczy i skupiła się, jako jedna z Trzech mogła wyczuć, gdzie jest Królowa Królestwa. – Że też musiałaś sobie akurat teraz polecieć na wyspę Jupitera. Nadzieja pokonanych!
Z Andree wydobyło się pięć zielonych kul, które wystrzeliły w stronę tej jednej, samotnej, która szybowała po niebie.
- No tak, to było to zaklęcie, tylko kto w obecnym Królestwie je zna?
                Zabrała Camill do domu i tam opatrzała swoimi kojącymi zaklęciami. Nie wiedziała, że każda wróżka w Królestwie potrzebuje teraz pomocy.


Odrzuciła rudy kosmyk i zagłębiła się dalej w lochach zamku niejaw.


                Po paru atakach już całe Królestwo wiedziało, że na pierwszym poziomie ścierają się najsilniejsze istoty plejady. Wróżki wszystkich kondygnacji opadały z sił. Na samym polu walki, żadne z zaangażowanych nie odniosło większych obrażeń. Ich czary defensywne neutralizowały ataki, tak, że cierpiały najbardziej pobliskie drzewa i jassinowa chatka.  Obydwoje walczyli z mocą większą niż ta, którą dysponowali. Jellal był rozjuszony krzywdą Jassina co dodawało mu sił, poza tym był na swoich ziemiach, których obiecał strzec, co też dawało mu przewagę. Morgana za to bezczelnie kradła moc swoim podopiecznym. Jellal wydawał się silniejszy jednak musiał chronić pobliskie istoty: nieprzytomnego Jassina, pół żywą Adrię i sparaliżowanego Pata.


                Gdzieś na samym szczycie Królestwa Miłość popijała herbatę, rozmawiając spokojnie z Jupiterem. Nagle wokół Ostatniej Wyspy wybuchło paręset zielonych fajerwerków, a z każdej wydobyło się to samo zaklęcie:
- Nadzieja pokonanych.
Było tak spotęgowane, że nawet popi słyszeli je wyraźnie.  
Miłość zakrztusiła się napojem. Wstała, podeszła na skraj wyspy i zaklęciem rozproszyła wszystkie kondygnacje. To co zobaczyła było co najmniej przerażające. Wodospad Mocy ogarnął już sześć kondygnacji. Nie żegnając się, zrobiła krok i zaczęła lecieć w stronę bitwy. W czasie lotu poczęła się bilokować. Jedną swoją część posłała do Fryderyka, drugą do popów, trzecia – właściwa leciała uspokoić syna i przyjaciółkę.


                Fryderyk czarował wyspę z Wierzy Uzdrowiciela.
- „Jeśli ta moc z zewnątrz przedostanie się do środka połowa moich podopiecznych zginie.” – pomyślał, po czym czarował dalej. Na niebie poczęło się pojawiać coś czerwonego pędzącego z ogromną szybkością w stronę Wierzy. Mistrz uzdrowicieli skupiony na obronnie wyspy nawet tego nie zauważył. Czerwony pocisk wylądował za nim, zmieniając się w niewyraźną królową.
- Fryderyk przestań. – głos Miłości był bardzo wyraźny. Sama Lisa wysunęła się przed uzdrowiciela i zatoczyła łuk ręką, z lekko zaszumiało.
- Ta tarcza powinna wystarczyć. Teraz powiedz mi co się dzieje. I jak widzi to wszystko Twoje mistrzowskie oko.
- Nie chcesz wiedzieć jak to widzę, M.
- Co to znaczy mów jaśniej.
- Ścierają się najsilniejsze osoby królestwa, Walczą jakieś pięć minut, a pół Królestwa jest w rozsypce. Oni jakimś nieznanym mi prawem dysponują łącznie dziesiątą częścią tego czym dysponujesz Ty. Jeszcze chwila, a pierwsza kondygnacja zacznie pękać i znów będziemy mieli szczelinę przez którą wejdzie Szeol, tylko, że ta która powstanie teraz będzie prawie tak wielka jak sam Szeol.
- Jakim prawem? Przecież to nie możliwe, to by znaczyło, że dysponują mocą połowy istot w Królestwie.
- No bo tak jest.
- CO?!
- Morgana skutecznie pozbawia każdej wróżki mocy.
- To Morgana tam walczy?
- Owszem, razem z Jellalem.
- To na pewno sprawka Jellala nie ufam mu w końcu był tyle czasu w Szeolu.
- Ciekawe kto go tam zesłał – Fryderyk spojrzał przeszywającym wzrokiem na królową. I nie wydaje mi się żeby tu chodziło o Jellala. Powiedział po czym podniósł rękę. Na jego twarzy nie malowało się przerażenie to było czyste niedowierzanie. W miejscu gdzie toczyła się walka powstały dwa ogromne magiczne kręgi. Sięgały Drugiej Kondygnacji Nieba. Jeden był koloru platyny, drugi indygo. – Białe Złoto.
- Doloress.


                Z pośpiechem otworzyła celę. Zobaczyła w mroku parę rubinowych oczu.
- Idź, szybko.

               
Tak jak powiedział Fryderyk, na miejscu zdarzenia pojawiły się dwa ogromne koła magiczne. Morgana i Jellal zamierzali użyć swoich najsilniejszych czarów.
- Nie dasz rady. To rozsadzi Królestwo. – zakpiła Morgana.
- Pragniesz tego, czyż nie Doloress?
- Och, więc w końcu zacząłeś nazywać mnie po imieniu.
- Ano tak, znudziło mi się już mówienie do Morgany, której tak naprawdę nie ma wśród nas. – Powiedział Jellal, po czym przyjął pozycję ataku.
- Niestety Jellal, ona cały czas tu jest – szepnęła córa Szeolu, po czym przyjęła pozycje ataku charakterystyczną dla królowej wróżek.
                Pat nie mógł się ruszyć, a wiedział, że jeśli oboje użyją swych zaklęć to skutki będą opłakane. Musiał coś zrobić. Nie mógł się ruszyć. Ale mógł czarować i trzymał amirater w ręku. Skupił się więc i czekał na odpowiedni moment. Miał tylko jedną szansę.
                Powietrze stanęło. Wodospad Mocy został dezaktywowany. Całe Królestwo wyczekiwało kolejnego ruchu.
Postacie zaczęły świecić. Czerwona kula pojawiła się na niebie. Jednak nie zdążyła na czas całe Królestwo usłyszało równoczesny krzyk:
- Klątwa Jellala.
- Przekleństwo Matki.
                Pat zamknął oczy i się teleportował. Jedyne co poczuł po teleportacji to ból, jakiego jeszcze nigdy nie zaznał. Ostatkiem sił złapał mocniej kostur i pogrążył się w umieraniu.
Z największych kręgów, jakie kiedykolwiek widziało Królestwo poczęła wypływać tak niszczycielska moc, że pół Królestwa zaczęło oswajać się z końcem.
Szaleńczy śmiech opętanej Morgany nagle ucichł. Bękitnowłosa, rubinowooka niejawa otoczyła jej szyje swym biczem. Po czym przyciągnęła ją do siebie. Doloress dusząc się jednak z uśmiechem powiedziała:
- Zaklęcie zostało aktywowane to już koniec.
- Nie wydaję mi się – powiedział znajomy głos. Miłość wznosząca się ponad zgromadzonymi klasnęła w dłonie i oba kręgi zniknęły.
Na polanę wbiegła Betty. Nie mogła zrozumieć co tu się tak właściwie dzieje. Podeszła do ojca, by zadać pytanie. Ten jednak przytulił się do niej i odpłynął. Pani koszmaru delikatnie go położyła na ziemi, gdyż w pobliżu nie było żadnych drzew. Niejawa, która więziła Doloress w ciele Matki Czarodziejki stała w cieniu ruin chatki Jassina.
Miłość widząć jak bardzo zniszczony jest las, wyciągnęła rękę i szepnęła:
- Amis.
Las prawie natychmiast się zregenerował. Również dom panów tego miejsca wrócił do poprzedniego stanu. Tajemnicza niejawa schowała się w cieniu drzew. Betty o szkarłatnych oczach omiotła jeszcze wzrokiem Pata, Jassina i jakąś wróżkę, po czym zwróciła swe pełne furii oczy w stronę związanej kobiety.
- Zbroja Euterpe – warknęła Betty.
Miłość patrzyła na tę scenę lekko zdezorientowana, gdyż ten czar oznaczał spełnienie się pewnego proroctwa. Czyżby w Królestwie znów zawitała magia Romy.
Betty miała teraz na sobie przepiękną czarną zbroję, która zdobiona była platynowym ornamentem. Nie była to zbroja defensywna, gdyż odsłaniała większość brzucha i piersi, jednak do dobijania przeciwników nadawała się doskonale. Wszystko za sprawą broni, która była przeznaczona do owej zbroi.
- Liryczna kosa. – powiedziała Betty.
Broń była przynajmniej dwa razy większa od posiadaczki. Ostrze było zdobione runami.
Betty spojrzała na Miłość, za którą szybował jakiś biały punkt. Królowa niewzruszona powiedziała oschle:
- Zabij.
Betty zrobiła zamach i przecięła ciało. Jedną częścią była głowa z ręką, drugą częścią była reszta ciała. Betty została obficie obryzgana krwią, jej alabastrowe piersi spowił szkarłatny wzorek. Z nienawiścią na twarzy splunęła na ciało. Odeszła. Zdjęła zbroję i podbiegła do bezwładnych ciał swych rodziców.
- Na trzech wielkich – jęknęła Miłość. – Dlaczego to zrobiłeś ?
Dopiero teraz zauważyła leżącego Pata. Jego ciało było popalone. Ręka, która ściskała kostur nie miała w ogóle skóry. Miłość chciała podlecieć do rannego.
- Nie zbliżaj się. Trzeba zniszczyć pierwiastek.
Była to prawda, ze znikającego ciała Morgany wzniósł się pierwiastek, okolony białą poświatą. Poświatą Doloress.
- Ja się tym zajmę – powiedziała nowoprzybyła wróżka, która jeszcze przed chwilą była białym pociskiem. Wróżka miała ogromne granatowe skrzydła, całe w białych żyłkach. Miały parę gwiazd we wzorku.
- Paląca światłość gwiazd.
Słup światłości pojawił się koło unoszącego się pierwiastka. Doloressowa powłoka powili znikała, a wszyscy obecni na polanie zaczęli odzyskiwać siły. To zaklęcie posiadało w sobie boskie światło.
Miłość teraz już bez ostrzeżenia podleciała do pierwiastka i zaczęła okalać go mocą. Wokół pierwiastka zaczęło formować się dziecko.
- Nyo – podleć tutaj. Wróżka posłusznie usłuchała. – Weź ją do chatki, tam doglądaj porodu.
Miłość musiała teraz wszystko naprawić. Musiała obmyślić jakiś plan. Na polanę weszła Xenja, Anatachia i Nino.
- Chwała niech będzie Światłości. Możecie mi pomóc, trzeba ich jakoś wesprzeć, stracili w większości ogromną część swoich mocy.
- Na Twoim miejscu jeszcze bym się tak nie cieszyła, to jeszcze nie koniec – z cienia drzew wyszła błękintnowłosa postać. Anatachia, Miłość i Jellal zrobili dziwne miny. 

2 komentarze:

  1. Szkarłatne oczy, powiadasz? No, to musiało przebosko wyglądać, chyba zmienię stylówę. BARDZO podobała mi się wizja pęknięcia Pierwszej Kondygnacji, do tego spowodowana przez mojego starego (jak to dziwnie brzmi... czemuż on musi być moim ojcem?!). Ewidentnie zbroja musi być dość wydowiskowa. Jak tak o tym myślę, to ta cała sytuacja jest całkiem dobrym punktem wyjścia dla mojej twórczości... Muahaha... Pisz, błagam Cię. Skoro już jest takie miłe zebranie, krew tryska na prawo i lewo, to trzeba to jak najszybciej opisać. Jak tak teraz o tym myślę, to rozcięcie na pół osoby, która zrobiła krzywdę Jassinowi, Jellalowi i Tobie,jest trochę za mało sadystyczne, jak na moje standardy. Następnym razem bardziej się pobawię. Muszę w końcu pokazać, dlaczego jestem Koszmarem, nie?
    Koniec moich egocentrycznych wywodów. Pozdro od N.

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak w ogóle, to ciekawe co się urodzi *O*

    OdpowiedzUsuń